-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- ---- ARCHIWUM STAREJ STRONY - ZAPRASZAMY NA NOWĄ STRONĘ KLUBÓW GAZETY POLSKIEJ:                                                                 www.klubygazetypolskiej.pl
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

       Kluby "Gazety Polskiej" jak transfuzja


Dzięki masowo rozwijającemu się drugiemu obiegowi środowiska patriotyczne i autorzy o "niesłusznych" poglądach stają się - jak nigdy wcześniej po 1989 roku - niezależni od mediów, które dotychczas dzierżyły monopol na rynku. Pionierem wśród twórców współczesnego drugiego obiegu jest sieć klubów "Gazety Polskiej".



"Kluby już dawno przestały być traktowane przez redakcję jako siły szybkiego reagowania, wzywane na przykład, by gdzieś zaprotestować" - martwi się od paru tygodni "Polityka", której publicyści pierwsi zaczęli opisywać "zagrożenia", jakie niesie ze sobą fenomen Klubów "Gazety Polskiej". "Na jeden sygnał naczelnego Tomasza Sakiewicza 3 tys. klubowiczów przyjechało za własne pieniądze do Krakowa, złożyć wiązanki na grobowcu Lecha Kaczyńskiego. [...] Przebudzenie narodowe można było niedawno obserwować w Lublinie, dokąd przyjechał poseł Antoni Macierewicz i czekało na niego aż 700 osób".

Trudno nie zgodzić się z Janiną Paradowską, że kluby to coś znacznie więcej niż tylko sprawni demonstranci. Publicystka nie napisze jednak, co. Musiałaby bowiem opisać wielki sukces "Gazety Polskiej": to dzięki jej klubom oddolny bunt przeciwko powszechnemu zakłamaniu i cenzurze, zwłaszcza dotyczącej katastrofy smoleńskiej, w całej Polsce przeistacza się w zalążek społeczeństwa obywatelskiego.

Koordynowane przez Ryszarda Kapuścińskiego kluby ostatnio spełniają funkcję, która w krajach demokratycznych zarezerwowana jest dla mediów, i to nie tylko tych publicznych, oraz instytucji kultury: dają możliwość rozpowszechniania filmów twórców niezależnych. "Mgła" Joanny Cichockiej i Marii Dłużewskiej oraz "10.04.10" (oba wyprodukowane przez "GP"), "List z Polski" Mariusza Pilisa, "Krzyż" Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego, ale i filmy dokumentalne nie związane z tematyką smoleńską - jak "Media III RP" Pawła Nowackiego i Krzysztofa Nowaka, "Eugenika" Grzegorza Brauna - można obejrzeć jedynie na pokazach w drugim obiegu.

Paradowska martwi się publicznie, że "przetrzebienie pisowskich kadr w telewizji" nie stanowi "specjalnego uszczerbku". "Udało się bowiem stworzyć spory rynek filmów o katastrofie, które krążą po Polsce nie tylko jako dodatki do gazet (głównie do "Gazety Polskiej"), ale także pokazywane są na specjalnych seansach gromadzących po kilkaset osób. W ten sposób powstał wielki propagandowy drugi obieg (nakłady tych filmów sprzedanych z gazetami sięgają 150 tys.)" - konstatuje z przerażeniem, które ma uzasadnienie w liczbach, bo "front pisowskich dziennikarzy wyraźnie się poszerza", podobnie jak front odbiorców. Film "Mgła", według obliczeń Tomasza Sakiewicza, obejrzało już blisko 2,5 mln widzów, zaś "10.04.10" - 2 mln.

"Polityka", podobnie jak "Wyborcza", po swojemu próbuje wyjść z problemu - obrażając twórców niezależnych, przypiając im łatki "pisowskich" dziennikarzy, a ich filmy nazywając "pisowską propagandą". Ale na ten żargon powoli przestają się nabierać nie tylko czytelnicy, ale i publicyści innych liberalnych, przychylnych obecnej władzy periodyków. Dla wszystkich staje się oczywiste, że masowo rozprzestrzeniający się drugi obieg świadczy jak najgorzej o obiegu pierwszym. A wraz z utrzymywaniem sytuacji, gdy niezależne treści mogą pojawiać się jedynie poza oficjalnym obiegiem, obraz funkcjonujących obecnie mediów i instytucji pierwszoobiegowych utrwala się na podobieństwo tych oficjalnych z najgorszych czasów reżimu komunistycznego. Jak zauważył komentator "Newsweeka", "problem polega raczej na tym, że nie trudno się domyślić, z którą stroną politycznego sporu sympatyzują twórcy. Jeśli chodzi nie o warsztat, lecz o - bliskie PiS - poglądy autorów, to możemy mówić o porażce polskich mediów elektronicznych, zwłaszcza telewizji publicznej. Nikt nie wymaga od niej lansowania tez o zamachu, ale nie powinno być tak, że filmy dokumentalne muszą schodzić do drugiego obiegu tylko dlatego, że ich autorzy mają >>niesłuszne<< poglądy".

Masowość drugiego obiegu powoduje, że obieg oficjalny, tak jak w czasach PRL, kurczy się i traci na znaczeniu. Coś, co kiedyś określano jako marginalne lub niszowe, dziś ma pierwszorzędne znaczenie moralne. Obserwujemy dodatkowo nowe zjawisko: dla autorów spotkanie w klubie Gazety Polskiej jest bardzo trendy, zwłaszcza gdy taką imprezę zechce poprowadzić lider środowiska, czyli Tomasz Sakiewicz.

Od 10 kwietnia 2010 r. przybyło około 100 klubów i jest ich obecnie ponad 220, a zakładane są nie tylko w Polsce. O ich aktywności świadczy strona zapowiedzi imprez klubowych: spotkania z historykami, socjologami, występy satyryków i pieśniarzy, projekcje zakazanych filmów. Codziennie po kilka propozycji. Kluby pełnią terapeutyczną funkcję: pokazują ludziom, uważającym się dotąd za osamotnionych w swych ciemnogrodzkch poglądach, że nie są sami. Pokazują, że środowiska prawicowe mogą komunikować się ze społeczeństwem i między sobą przy pomocy nowych narzędzi, które wyrywają z objęć kontynuującej najlepsze PRL-owskie tradycje indoktrynacji i wywołanego tym marazmu.

Właśnie odbyłam serię spotkań autorskich po organizowanych przez kluby pokazach filmu "10.04.10". Projekcje odbywały się zarówno w dużych ośrodkach, na przykład w Krakowie, jak i małych miejscowościach, takich jak Pomiechówek. Wszędzie słyszałam o pozytywnym fermencie wywoływanym przez kluby w swoim otoczeniu - także tym PiS-owskim, nierzadko skostniałym. Działacze klubów nie poddają się przeciwnościom. Nie zrażają się, że podlegające władzy domy kultury nie zamierzają otwierać podwojów dla ruchu kultury niezależnej. Gdy nie otrzymują zgody na zorganizowanie pokazu w miejskim domu kultury, idą do samego burmistrza i dostają pozwolenie na projekcję na przykład w sali sesyjnej rady miasta, a burmistrz osobiście otwiera spotkanie z autorem filmu.

Klub w Amsterdamie próbował urządzić pokaz "10.04.10" w Domu Polskim. Jego zarząd, bez oglądania, nie wyraził zgody z powodu kontrowersji wokół tematyki filmu i autorki (choć wcześniej Dom Polski aktywnie włączał się w takie "mało kontrowersyjne" przedsięwzięcia, jak parada gejów i lesbijek). W tej sytuacji obraz wyświetlono w salce przykościelnej. Ksiądz zachęcał gorąco do uczestnictwa w pokazie: "Pamiętajcie, że z prądem płyną tylko śnięte ryby". Na spotkanie przybyło dwukrotnie więcej widzów, niż przyszłoby do Domu Polskiego.

"Zapis" na dziennikarzy niezależnych, zakaz poruszania w większości mediów tematyki smoleńskiej wywołały mobilizację sennych dotąd środowisk, które uwierzyły, że mogą stworzyć społeczeństwo obywatelskie. Jak skwitował jeden z uczestników klubowych spotkań: "jesteście jak transfuzja krwi".

red. Anita Gargas




Biuro Klubów "Gazety Polskiej"



505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków

Layout i wykonanie: Wójcik A.E.