Robimy "Fakty"

Niedawno, przechodząc ulicą Szewską zerknąłem na szyld kawiarni "Moliere", w której parę lat temu spotykał się klub krakowski "Gazety Polskiej". Przypomniało mi się pewne zdarzenie.

Otóż kawiarnia ta ma część parterową, do której wchodzi się wprost z ulicy, oraz otchłanne piwnice, w których to właśnie odbywały się nasze spotkania, nierzadko zaszczycane odwiedzinami kolegów z "Gazety Wyborczej" (tyle, że przychodzili incognito). Pewnego razu, w tradycyjną środę, odmówiono nam naszych piwnic i zaproszono na poziom parterowy. Było to chyba przy okazji spotkania z prof. Andrzejem Nowakiem. Okazało się, że w piwnicach studenci miedioznawstwa czy innego dziennikarstwa organizują spotkanie z jakimś znanym, wybitnym dziennikarzem.

Wiedziony ciekawością, zszedłem na dół. Zawsze mogłem przecież tłumaczyć się, że na górze spłuczka się zacięła. Zobaczyłem z dwudziestu kilku młodych ludzi, z rozanieleniem wpatrujących się w faceta na podwyższeniu, chłonących jego słowa i ryczących ze śmiechu z dość głupawych anegdot o bardzo, ale to bardzo zabawnych wypadkach, jakie zdarzają się w newsroomie telewizji TVN. Plakat przy wejściu głosił: ROBIMY "FAKTY" Z KAMILEM DURCZOKIEM.

W pierwszej chwili ja też chciałem zaryczeć, ale mi prędko przeszło. Uświadomiłem sobie, że jeśli cokolwiek Durczok tu robi, to wodę z mózgu ludzi raptem o jakieś 5 - 6 lat młodszych ode mnie; ludzi, którzy już wkrótce (przynajmniej niektórzy) zasilą skład redakcji telewizyjnych, prasowych, radiowych.

Faktów, drodzy Państwo, się nie robi. Fakty same się robią. Fakty się odkrywa, opisuje, analizuje, interpretuje etc. Intencja studentów, którzy stworzyli wyżej wymienione hasło jest rozbrajająco naiwna: istnieje znakomity program informacyjny w TVN, nazywa się "Fakty", uczmy się robić takie programy od Mistrza. Ale już samo ujęcie słowa "Fakty" w cudzysłów tworzyło komiczne wrażenie. Słowo w cudzysłowie, jeśli nie oznacza cytatu bądź tytułu, oznacza figurę retoryczną, którą starożytni Grecy nazwali ironią. Napiszę - wielki człowiek, to znaczy że mam na myśli wielkiego człowieka. Napiszę - "wielki" człowiek, to znaczy że ten człowiek nie jest wielki, a raczej wręcz przeciwnie.

Gdy niedawno słuchałem w niezastąpionym radiu TOK FM rozpaczliwych wywodów niezastąpionego Waldemara Kuczyńskiego, godnego następcy senatora Incitatusa, (a o Kuczyńskim napiszę kiedyś piosenkę parafrazującą przebój Beatlesów p.t. "Kuczyński in the Sky with Diamonds"), gdy słuchałem jak dukał, że głosować należy na PO, ponieważ Jarosław Kaczyński jest największym zagrożeniem dla Polski - pomyślałem, że nic od tamtych czasów z okolic roku 2007 się nie zmieniło. Kuczyński mówi to co wtedy, Durczok mówi to co wtedy. Niczego nie zapomnieli i niczego się nie nauczyli, jak mówiono o Bourbonach w epoce Restauracji. Oni nie mają już żadnych argumentów. Oni się boją, więc, przerażeni, robią "fakty".

Ale my nie patrzmy na "fakty", tylko na fakty i zasuwajmy 9. października do wyborów. Wiadomo, kto może przerwać ów chocholi taniec.

I tylko mi tych naiwnych studentów do dzisiaj żal.



Tomasz Kowalczyk