Jak słyszałem, niedawno w Radzie Miasta Krakowa miała miejsce wizyta przedstawicieli "środowisk twórczych". Szło oczywiście o ostre cięcia w części budżetu miasta przeznaczonej na cele kulturalne. Twórców bezskutecznie usiłowano przekonać, że cięcia te to efekt działalności prezydenta Majchrowskiego i radnych Platformy Obywatelskiej. Twórcy, jako przedstawiciele tzw. Krakówka gremialnie głosującego na PO, potrafili tylko łapać się za głowy i powtarzać, że polityka ich nie interesuje. Twórcy nie chcą wiedzieć, kto (nie) dobrych parę lat tym miastem rządzi - m.in. z ich nadania. Niestety, to nie Jarosław Kaczyński zabrał miliony złotych Krakowskiemu Biuru Festiwalowemu; wtedy bowiem wszystko było by proste jak wnioski Janiny Paradowskiej w sprawie przyczyn tragedii smoleńskiej. Nie zmienia to faktu, że twórcy przy okazji następnych wyborów ponownie zacisną zęby i zagłosują na PO, bo przecież Kaczor nas kompromituje przed całą Europą. Cóż by to się działo, gdyby Prawo i Sprawiedliwość powróciło do władzy!
Co by o nas pomyśleli w Jerez de la Frontera, w Esbjergu, w Ingolstadt, albo - nie daj Wyższa Istoto - w Zwickau! A gdyby jeszcze mer miasta Auch wypowiedział się krytycznie o wyniku wyborów w Polsce, toż byłby wstyd! Jak wiadomo, w Auch nie robią niczego innego, tylko monitorują sytuację polityczną w naszym kraju.
Taki jest tryb rozumowania Krakówka, reprezentowany choćby przez znanego krytyka literackiego, który trwał z Partią i dla Partii aż do 1990 r. i po dziś dzień przekonany jest że Ludowa Ojczyzna zapewniła mu możliwość wykształcenia i awansu społecznego, czego inny ustrój by mu nie zapewnił, a poza tym w PRL był jednak "jakiś szacunek dla człowieka i zerowe bezrobocie". Gdy odwiedziłem kiedyś owego krytyka w pewnej krakowskiej redakcji napotkałem tam mecenasa Jana Widackiego, który akurat kończył rozmowę i na odchodnym rzucił - "A dzisiaj nawet PO idzie w stronę nacjonalizmu!" - co łatwo zrozumieć, biorąc pod uwagę że działo się to w czasach, gdy członkiem PO był jeszcze Jan Rokita, zaś Unia Wolności dawała pewne znaki życia.
Porozmawiałem z przyjacielem o owych twórcach z Krakówka i razem zastanawialiśmy się nad przyczynami dla których - przeciw zdrowemu rozsądkowi - zafiksowani są na PO. Przypomniałem sobie po tej naszej dyskusji, jak to z dobrych dziesięć lat temu spędziłem cały tydzień na Orawie, włócząc się po okolicach Babiej Góry. Nocowałem na prywatnej kwaterze u jednego starego gazdy który wziął ode mnie za pobyt akurat tyle pieniędzy, że góral podhalański uznałby go za frajera. No, ale rejon Lipnicy Wielkiej to (na szczęście) nie to, co Zakopane. Sympatyczny był ten mój gazda, staruszek dobrze po osiemdziesiątce; gościnny i uprzejmy. Wieczorami siadywaliśmy w kuchni i przy jego piekielnie mocnej nalewce, która sama w sobie jest tematem na osobną opowieść, gadaliśmy o tym i o owym. Przed wojną skończył trzy klasy szkoły podstawowej (elementarnej, jak się wtedy mówiło) i to było całe wykształcenie tego człowieka; to znaczy wykształcenie na papierze, bo do książek ciągnęło go od dziecka i kiedyśmy przechodzili na tematy
historyczne, to nagle okazywało się że o wojnach króla Stefana Batorego czy o Sejmie Czteroletnim wcale nie wiem tyle, ile wydawało mi się że wiem. Pewnego razu zeszło na jego osobiste wspomnienia i powiedział mi tak: "Wie pan, na SLD to ja bym nigdy nie głosował, ale fakt faktem, że za komuny u nas, na wsi, żyło się jednak lepiej niż przed wojną". "Bo was tutaj nie kolektywizowali" - odparłem. "No, spróbowali by tylko!" - zaśmiał się. "Ale patrz pan: jak miałem z siedem lat, tośmy na przedwiośniu z matką chodzili przemarznięte grule wykopywać w polu i z tego się robiło zupę, bez której z głodu byśmy pomarli. A za komuny? Jednak drogi pobudowali, autobus zaczął dochodzić, szkoły, przychodnie lekarskie, na bosaka już nikt nie człapał - za komuny to wszystko..."
Co mu miałem powiedzieć? "Wie pan, to samo stwierdziłby ktoś z irlandzkiej, włoskiej, greckiej, nawet francuskiej wsi. Że przed wojną była nędza, a po wojnie było lepiej. A przecież w tych krajach nie rządzili komuniści, prawda? To nie komuna panu byt poprawiła. Po prostu cały świat się zmienił i poszedł w tym a tym kierunku, a my częścią tego świata jesteśmy. Właściwie to nie dzięki komunie, ale mimo tego że była, poprawiło się i na wsi i w mieście. Chyba pan nie sądzi, że Polska lepiej wyszła na planie sześcioletnim, niż wyszłaby przyjmując plan Marshalla?".
Następnego wieczoru gazda powiedział mi: "No tak, coś w tym jest".
Zadziwiające, że czasem proste prawdy docierają do prostych, choć zarazem bardzo inteligentnych ludzi, a nie mogą dotrzeć do ludzi bardzo inteligentnych i bardzo wykształconych. I chyba dlatego ostatni rozdział książki Paula Johnsona "Intelektualiści" nosi tytuł "Odlot rozumu".
W opowiadaniu Stanisława Lema "Maszyna Trurla" konstruktor - robot Trurl buduje wielopiętrowy komputer zdolny do rozwiązywania najbardziej skomplikowanych działań matematycznych. Niestety, pojawia się defekt: maszyna na najprostsze pytanie - ile jest dwa razy dwa? - uparcie odpowiada: siedem. Rozzłoszczona przez Trurla i jego przyjaciela Klapaucjusza, którzy perswadują jej, że jednak ten iloczyn wynosi cztery, maszyna wydobywa się z betonowych fundamentów i poczyna ścigać obu wynalazców, grożąc im śmiercią, jeśli nie przyznają wreszcie, że dwa razy dwa to jednak siedem. Po licznych perypetiach maszynę dopada wreszcie przeznaczenie: chcąc obruszyć na konstruktorów chroniących się w jaskini kamienną lawinę, zostaje sama przez nią porwana: "Ujrzeli maszynę, jak leżała pogruchotana i spłaszczona wywołanym przez siebie skalnym obwałem, z olbrzymim głazem pośrodku swoich ośmiu pięter, który przełamał ją niemal na pół". Nad dogorywającym elektronicznym wrakiem Trurl mówi: "A więc taki twój niesławny koniec i dwa a
dwa jest dalej... - SIEDEM" - dopowiada ostatkiem sił maszyna.
Zastanawiam się, czym będzie owa kamienna lawina która powali twórców z Krakówka i Warszawki i w ogóle wszystkich trwających niezłomnie przy Partii i Rządzie, którzy nie tyle nie potrafią, co wbrew zdrowemu rozsądkowi i świadectwu własnych oczu nie chcą dostrzec że dwa razy dwa to jednak CZTERY.
Tomasz Kowalczyk
505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków
Layout i wykonanie: Wójcik A.E.