Bycie licealistą w Polsce wczesnych lat 90. miało swoje plusy. Na przykład w sklepie monopolowym sprzedawca klienta o wiek raczej nie pytał. Ale i miało też minusy, bowiem przybytków działających całą dobę było - przynajmniej w Krakowie - tyle, co kot napłakał. Bywało, że na imprezach nagle, gdzieś tak po północy, okazywało się, iż całe zapasy uległy wyczerpaniu. Cóż robić? Koleżanki rozanielone, muzyka Soundgarden czy innego Guns N'Roses sączy się przez głośniki, tyle że przez gardło już nic się nie sączy, a w związku z tym i koleżanek jeszcze bardziej nie rozaniela.
Na szczęście kolega znał właściwy adres. Krótka wycieczka na ulicę Dietla, podwórko i odrapane drzwi w oficynie. Drzwi z klapką. Pukało się, po dłuższej chwili coś tam szurało, klapka się odmykała i wyłaniała się trzęsąca, starcza dłoń. Na tą dłoń kładło się odliczone pieniądze i po chwili dłoń powracała z pełną butelką. Bez słów, bez "proszę", "dziękuję" itd. Było w tym coś upiornego, ale przyznać trzeba - miało swój klimat.
Dzisiaj w każdej chwili można skoczyć do sklepu całodobowego, albo na najbliższą stację benzynową. A jednak to już nie to...
Jednakowoż niezawodna Unia Europejska postanowiła pomóc takim niepoprawnym romantykom jak ja i przypomnieć im czasy młodości - z tzw. metami włącznie. Brukselscy biurokraci rozważają pomysł, aby już w kwietniu sprzedaż alkoholu ograniczyć do ośmiu godzin na dobę. Koncesję mają otrzymać wyłącznie sklepy państwowe i to tylko te położone na obrzeżach miast. Portal biznes.gazetaprawna.pl informuje: "Do tego surowe regulacje niemal wykluczające reklamę i marketing alkoholu - takie rozwiązania proponuje dokument Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), który został zaakceptowany przez wszystkie kraje europejskie podczas naszej prezydencji w UE. Krajowe Ministerstwo Zdrowia odpowiada DGP, że >akceptuje dokument bez zastrzeżeń<".
Idiotyzm takich przepisów, jak i urzędasów z Ministerstwa Zdrowia mówi sam za siebie, więc po prostu nie ma się nad czym rozwodzić. Sprowokował mnie natomiast do zamyślenia się nad szeregiem zaleceń, nakazów i zakazów jakimi światli Europejczycy jeszcze mogli by nam przywalić. Oto parę moich sugestii:
- zakazać premierowi Tuskowi podpisywania czegokolwiek, żeby nie musiał potem składać samokrytyki, co wiąże się ze wzmożoną emisją CO2 wskutek mówienia (casus: ACTA).
- ograniczyć działalność całodobowych jednostek pogotowia stomatologicznego do przedziału czasowego od 6.00 do 22.00. Uczciwego człowieka w nocy zęby nie bolą, bo wtedy śpi. Wyjątek: członkowie młodzieżówki Platformy Obywatelskiej zatrudnieni na umowie o dzieło u europoseł Róży Thun, bo oni muszą całą dobę zasuwać na kompie i zaśmiecać prawicowe portale.
- wszystkim mężczyznom nakazać obowiązkową homologację. Wyjątek: Anna Grodzka i Robert Biedroń.
- zdelegalizować występowanie śniegu na obszarach Europy położonych poniżej 500 metrów i 23,002 centymetra n.p.m. Śnieg i mróz prowadzą do Globalnego Ocieplenia.
- wprowadzić specjalny podatek, (tzw. twarzowe) dla brzydkich kobiet. Wzorzec od którego rozpoczynamy pomiar to Angela Merkel.
- wprowadzić specjalny podatek, (tzw. tuszowe) dla otyłych mężczyzn. Limit ilości kilogramów od których obowiązuje tuszowe wyznacza wzorzec znajdujący się w Kaliszu.
- nabywających lek Viagra obłożyć podatkiem od nieruchomości.
- zezwolić na Nietschego.
- nie zezwolić na nic, żeby nie było niczego. Wzorzec znajduje się w Białymstoku.
Tomasz Kowalczyk
505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków
Layout i wykonanie: Wójcik A.E.