Jak wszyscy wiemy... stop. Wróć. Nie tak. Nie wie o tym młody poseł SLD który uważa, że Powstanie Warszawskie wybuchło w 1988 r. Nie wie też młoda nauczycielka historii (sic!), pytająca czy w rzeczonym Powstaniu ucierpiał Pałac Kultury. I nie będzie też o tym wiedzieć dzisiejsza młodzież, która po reformie hallowej nie tylko Powstania Warszawskiego od Listopadowego nie odróżni (w końcu i tu i tam jacyś ludzie do siebie strzelali), ale i nawet neuronu z neutronem nie pomyli, bo tych słów pewnie w życiu nie usłyszy.
Tak więc, jak MY wiemy, gdy Oktawian z Markiem Antoniuszem w roku 43 BC przygotowali pierwszą listę proskrypcyjną i posłali ją konsulowi Pediuszowi, znajdowało się na niej m.in. nazwisko słynnego polityka, mówcy i literata Cycerona. Antoniusz nienawidził go za kpiny z niego samego i jego polityki, których tamten nie szczędził mu w swoich filipikach. Po zamordowaniu Cycerona nakazał odrąbać mu głowę i dłonie i przybić je na Rostrach (to była taka mównica na Forum przyozdobiona dziobami zdobycznych okrętów, z której Cyceron wielokroć przemawiał). To miało być ostrzeżenie dla co bardziej odważnych senatorów. "Antoniusz - pisze Pat Southern - zaskarbiłby sobie jednak znacznie większe zaufanie obywateli, gdyby ograniczył się do wylania całej żółci we własnym przemówieniu, po czym zezwolił urządzić Cyceronowi przyzwoity pogrzeb".
Bystry Oktawian zauważył jakie wrażenie wywarło na Rzymianach to ohydne sponiewieranie zwłok politycznego przeciwnika. W swoim czasie, po rozpadzie triumwiratu, mógł zaprezentować Antoniusza jako zwyrodnialca i okrutnika, a sprawa Cycerona odegrała tu pewną rolę. I nie powtórzył błędu swego dawnego kolegi: gdy dopadł już Antoniusza w Aleksandrii, gdy były triumwir wraz z Kleopatrą popełnili samobójstwo, obejrzał zwłoki chcąc się upewnić co do tożsamości zmarłych, po czym - co zaświadcza Swetoniusz - "oboje razem pogrzebał z czcią i kazał wykończyć grobowiec, przez nich samych zaczęty".
Oktawian rozumiał, czym jest majestat śmierci i jako sprytny polityk umiał budować swój wizerunek jako władcy twardego i skutecznego, lecz zarazem szanującego i ceniącego swoich przeciwników.
18 kwietnia zobaczyłem na stoku wawelskiego wzgórza gromadkę najniższych warstw rzymskiego plebsu, rechoczącą na widok zmasakrowanych szczątków Cycerona (plebs przyzwoity odwracał się ze zgrozą). My przyszliśmy tam tysiącami - było nas tych tysięcy co najmniej siedem. Patriotów, z biało-czerwonymi flagami, banerami klubów "Gazety Polskiej" i wielu innych niepodległościowych organizacji. Przyszliśmy na Wawel a potem pod Krzyż Katyński by oddać hołd Parze Prezydenckiej w drugą rocznicę pogrzebu. Przemarsz, pieśni, modlitwy. Morze wspaniałych ludzi nieraz z odległych zakątków Polski, którzy nawet w środku tygodnia potrafili odłożyć na chwilę swoje zajęcia i przyjechać do Krakowa, by jeszcze raz być razem i jeszcze raz wspomnieć razem śp. Lecha i Marię Kaczyńskich. Obok, za kordonem opancerzonych policjantów, raptem kilkadziesiąt osób ryczących, gwiżdżących i wznoszących hasła typu "zginął pełniąc obowiązki, więc niech idzie na Powązki", czy "Wawel nie dla polityków".
Ostatnie hasło, żądające usunięcia Pary Prezydenckiej z wawelskiej krypty, cokolwiek kretyńskie (jakby napisał Waldemar Łysiak - something pojebało's). Gdyby je zastosować skutecznie, to należałoby z Wawelu wyprowadzić szczątki naszych królów - bo kimże owi królowie byli, jak nie politykami?
Palikociarnia - stwierdziła młoda dziewczyna widząc, że robię im zdjęcia. Czy ja wiem? Może i palikociarnia. A może i młodzieżówka PO? Tylko mało ich jakoś, domniemywać chyba wolno, że biuro krakowskiej (rzekomo) europosłanki tej partii cierpi na jakieś trudności finansowe i nie było w stanie wystawić więcej jak parędziesiąt umów o dzieło. Zresztą, nie byli to tylko młodzi ludzie. Im można wybaczyć, bo są ogłupieni. Kręciły się tam też jakieś stare monstrualne baby o aparycji kojarzącej się nieodparcie z panem posłem Anną Grodzką - po mordach sądząc ani chybi wdowy po ubekach. Być może była tam nawet sama słynna blogerka, którą dawno już na portalu internetowym Salon 24 przezwano Rebiatą Radziecko - Stalinowską.
Żeby nie było nieporozumień - uważam, że każdy ma prawo demonstrować, zarówno za jak i przeciw. Ale wycie, gwizdy i ryki w momencie, gdy tysiące ludzi wspólnie odmawiają modlitwę - to jest barbarzyństwo. Nie, stop. Znowu źle. Obrażam barbarzyńców. Goci, Frankowie, Longobardowie - potrafili się zromanizować, przyjąć chrześcijaństwo i elementy antycznej kultury, przenieść je przez wieki średnie i zbudować Europę narodów, po dziś istniejącą. A więc nie barbarzyństwo. Po prostu zwyczajne chamstwo.
Europejczyk - to nie jest cymbał rechoczący z "kaczora", buczący podczas modlitwy, pomiatający wzorem Antoniusza politycznym przeciwnikiem, człowiek nie potrafiący uszanować majestatu tragicznej śmierci, czy - jak bywało w Warszawie - sikający na znicze. To nie jest młody, wykształcony, z kredytem którego do końca życia nie spłaci, znający języki, tyle że wzorem Michała Korybuta nie mający w tych językach nic do powiedzenia; przekonany, że Powstanie Warszawskie wybuchło dwadzieścia parę lat temu. Europejczyk to ktoś świadomy tego kim jest, skąd przyszedł i pamiętający o własnej przeszłości.
Chamy, organizujcie sobie własne manifestacje jeśli wam za nie zapłacą, my wam przeszkadzać nie będziemy, bo po co? Ryczcie ze śmiechu na widok szczątków Cycerona, my mielibyśmy was gdzieś - gdyby było warto.
Tomasz Kowalczyk
505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków
Layout i wykonanie: Wójcik A.E.