"Stojąc w drzwiach 'Kroniki' Santiago patrzy z niechęcią w aleję Tacna: samochody, bezbarwne budynki, z których każdy jest inny, szkielety świetlnych reklam unoszące się we mgle, szare południe. W jakim to momencie Peru tak się skurwiło?"
Są to pierwsze zdania znakomitej powieści "Rozmowa w 'Katedrze'" Mario Vargasa Llosy, wielkiego pisarza, który ku mojemu zdumieniu doczekał się wreszcie, po latach, literackiego Nobla. Ku zdumieniu, bo w przeciwieństwie do innych słynnych iberoamerykańskich pisarzy, nie jest lewakiem.
W rozmowach z przyjaciółmi często stawiam podobne pytanie jak Santiago - kiedy Polska i Polacy się tak sk...ili? Dlaczego wciąż utrzymuje się poparcie dla rządu i jego premiera, którzy biją rekordy świata w machlojkach, przekrętach, złodziejstwie i cwaniactwie? Przecież w każdym normalnym, demokratycznym państwie taki rząd wyleciałby z hukiem po pierwszej aferze typu tzw. afery hazardowej. A jednak większość ludzi kładzie uszy po sobie. Dlaczego znaczna część społeczeństwa deklaruje wiarę w smoleńskie kłamstwo? Czy wierzą naprawdę, czy też jest to tylko ketman? Ale jeśli ketman, to dlaczego? I co właściwie łączy Polaka AD 2012 z jego bohaterskimi przodkami z - by nie sięgać dawniejszych czasów - 1920, 1939, 1944 roku?
Są to wszystko pytania które powinny stać się przedmiotem debaty wybitnych socjologów. Ja, laik, zaryzykuję twierdzenie: walec komuny tak rozwałkował nasze społeczeństwo, że do dziś nie możemy się pozbierać. Komuna przyszła ze wschodu i przyniosła nam na przestrzeni paru pokoleń tak dużo wschodniej, moskiewskiej mentalności, że obija nam się ona czkawką po dziś dzień.
Radzę sięgnąć po monumentalne dzieło Jana Kucharzewskiego "Od białego caratu do czerwonego". Ta genialna analiza duszy rosyjskiej, wywodząca komunistyczny ustrój Lenina od zasad funkcjonowania carskiej monarchii, te przykłady rozmaitych machlojek carskich urzędników, korupcji, lizusostwa - jakże to wszystko obce jest polskiej tradycji, a zarazem jak przypomina Polskę pod rządami PO. Skala oczywiście inna, ale cel rządów ten sam - zachowanie bezgranicznej władzy nad narodem, któremu się schlebia, a jednocześnie którym się pogardza.
Pisałem już kiedyś o naszych krajowych cudzoziemcach, o wspomnieniu Bronisława Wildsteina o polityku z otoczenia Mazowieckiego, który o polskim narodzie z pogardą wyrażał się - "oni". Teraz dopiero widzę, jakże to rosyjski zwyczaj, ba - staromoskiewski!
Lekarz cara Mikołaja I zaordynował mu masaże pleców. I otóż ów rosyjski satrapa pisze w tej sprawie poufny list do króla Prus, Fryderyka Wilhelma, (notabene - swojego szwagra) z prośbą o przysłanie mu masażysty - rdzennego Prusaka. Tłumaczy: "Z moimi Rosjanami dam sobie zawsze radę, gdy mogę im patrzeć w oczy, lecz nie mogę ich dopuścić do moich pleców, gdzie nie mam oczu".
A skądże w dzisiejszej Polsce tak monstrualna ilość podsłuchów, inwigilacji prowadzonej nawet na wszelki wypadek - bo czemuż służyć ma przechowywanie naszych bilingów telefonicznych przez firmy telekomunikacyjne (państwo wymaga tego od nich na ich koszt, co odbija się z kolei na naszych rachunkach)? ONI boją się tej części społeczeństwa która nie popadła jeszcze w całkowite odrętwienie i nie wielbi batiuszki-Tuska.
Ale jeżeli się tak boi, to znaczy, że jest jeszcze nadzieja, bo ten strach oznacza, że jest się kogo bać. Moskalska mentalność nie opanowała i nie opanuje nigdy całego narodu.
505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków
Layout i wykonanie: Wójcik A.E.