Politolog, a zarazem eurodeputowany dr Marek Migalski kojarzy mi się czasem z jednym z bohaterów radiowego słuchowiska "Rodzina Poszepszyńskich" (autorstwa nieodżałowanych Jacka Janczarskiego i Macieja Zembatego), a mianowicie z Grzegorzem Poszepszyńskim. Otóż w jednym z odcinków, podczas pikniku nad wodą Grzegorz postanowia popływać. "Nie wiedziałam, że umiesz pływać, Grzesiu!" - szczebioce jego żona, Marylka. "Bo nie umiem" - opowiada Grzegorz. "Natomiast poznałem dobrze teorię pływania pieskiem, crawlem, oraz żabką i teraz wystarczy tylko, bym tę wiedzę zastosował w praktyce!". Po czym daje nura i idzie na dno jak kamień. Co prawda po chwili zjawia się znowu na powierzchni, ociekając czarną mazią, ale tylko dlatego, że siła wyporu go wyrzuciła. "W tej wodzie nie da się pływać, jest zbyt gęsta, by wykonywać jakiekolwiek ruchy!" - stwierdza. Rzeczka wypływała bowiem z rejonu wielkich zakładów chemicznych.
Otóż dr Migalski przypomina mi Grzegorza dlatego, że teorię polityki niewątpliwie zna dobrze - w końcu dwie literki przed nazwiskiem to nie byle co - ale z praktyką jest już gorzej. By skutecznie uprawiać politykę nie wystarczy naczytać się mądrych książek i napisać szereg prac na jej temat. Trzeba jeszcze mieć talent polityczny, a to jest coś, czego dr Migalski, w przeciwieństwie do wielkiego mniemania o samym sobie jakoś nie posiada. I co rusz pojawia się jak Grzegorz, ociekając gęstą mazią, rozżalony, że jakoś nic znowu nie wyszło z pływania.
Ale nie zmienia to faktu, że czasem potrafi dobrze skomentować rzeczywistość. Przykładem jego przemyślenia na temat jednego z wielkich wydarzeń minionego tygodnia, a mianowicie przyznania pokojowej nagrody Nobla Unii Europejskiej. Komentując na swoim blogu na salonie24 Migalski napisał m.in.: "Czy to dobrze? Nie, niedobrze. Bo UE w niewielkim stopniu przyczyniała się do pokoju na świecie. A czy, jak podnoszą jej miłośnicy, przyczyniła się do pokoju chociaż w Europie? Czy jej działalność nie gwarantuje nam życia bez wojny? Tego typu myślenie jest myleniem skutków z przyczynami". Uważa, że nie dlatego nie ma wojny, bo działa UE, lecz na odwrót: UE jest, bo nie ma wojny. "Naprawdę uważacie, że jakby zniknął Parlament Europejski i na świecie nie byłoby kogoś o nazwisku von Rompuy, to Europejczycy rzucili by się sobie do gardeł, by się mordować i gwałcić? Przecież nie w wyniku istnienia instytucji unijnych nie mamy wojny od ponad pół wieku". Jak rzadko kiedy zgadzam się z panem doktorem.
Natomiast nie zgadza się z nim Janina Paradowska, która wyskrzeczała ostatnio, że to dzięki UE od paru pokoleń żyjemy w pokoju. A także zawodowa Europejka, Róża Grafin von Thun Und Hohenstein (z niejasnych dla mnie powodów lansowana przez tęże Paradowską jako Róża Woźniakowska - Thun), tweetująca, że pokojowy Nobel "pokazuje, jakim błędem jest narzekanie na Unię Europejską". A przecież bezradność struktur europejskich w obliczu zbrojnych konfliktów nie od dziś widać gołym okiem. Migalski przypomina: "Kiedy wybuchł konflikt u bram UE, bo w Jugosławii, to Unia nie potrafiła sobie z nim poradzić i musiała poprosić o pomoc Waszyngton".
Ale do zakutych lewackich mózgoczaszek takie argumenty nie trafiają. Ludzie pokroju Thun i Paradowskiej wciąż śnią o Wielkim Projekcie, o ratowaniu strefy euro - jakby nie wiedzieli, że w XIX w. Prusy i Austria przez jakieś dwadzieścia lat miały unię monetarną, co w niczym nie przeszkodziło wybuchowi wojny pomiędzy nimi. Krajami, które nawet język miały wspólny!
Prawda jest taka, że ogólnoeuropejskiej wojny dzisiaj nie ma, bo się ona nikomu nie opłaca. To nie jest prawda, że ludzie nie uczą się na błędach. Kiedyś Niemcy podbijały zbrojnie Europę, a Japonia napadła na USA. Oba te państwa zapłaciły za to milionami ofiar i przegrały. Wobec czego odłożyły karabiny do magazynów, podwinęły rękawy i zasiadły za biurkami kalkulując, co komu sprzedać, co, za ile i od kogo nabyć - i tak, po upływie paru dziesiątków lat Niemcy rządzą Europą jak chcą, a Japończycy, zanim trafił ich kryzys, wykupili niemal połowę USA. Tak to się robi we współczesnym świecie.
Mam nadzieję, że dr Migalski przestanie się bawić w polityka, bo mu to tak wychodzi jak Grzegorzowi pływanie, i zajmie się znowu teorią. A na koniec dodam tyle: policzyłem, biorąc pod uwagę, że ludność Unii Europejskiej wynosi ok. 502,5 miliona, że z tego pokojowego Nobla wypada po mniej więcej 0,0018 euro na głowę obywatela każdego państwa członkowskiego.
Migalski w europarlamencie kosi troszkę większą kasę, ale i tak będę uważnie obserwował, czy mi coś na konto z Akademii Noblowskiej aby nie wpłynie.
505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków
Layout i wykonanie: Wójcik A.E.