Przed tegorocznym świętem 11 listopada zastanawiałem się, kiedy właściwie po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że nie mieszkam w kraju niepodległym. No i wyszło mi, że takiego momentu uświadomienia nigdy nie było. Od małego wiedziałem, że Polską rządzą "ruscy" i że bezpieczniej o tym głośno nie mówić. To była jakoś odgórnie dana rzeczywistość, przyjmowana za coś oczywistego: na Zachodzie jest wolność, a u nas nie ma. Tam ludzie rządzą się sami, przebierają sobie między partiami i kandydatami na prezydentów, a jak się na nich zawiodą to następnym razem głosują na kogoś innego. U nas, w odgórnej rzeczywistości jest inaczej.
Wydaje mi się, że nie potrafiłem tej rzeczywistości kwestionować. Coś jakby odległe echo fatalistycznego spojrzenia na świat dawnych chłopów - pan mieszka w pałacach i jeździ złotą karocą, ja klepię biedę w obskurnej ziemiance; trudno, niesprawiedliwe to, ale tak zawsze było, jest i będzie; tak ten świat jest skonstruowany.
W miarę jak dojrzewałem, zaczynałem patrzeć na to wszystko inaczej, a zarazem coś dookoła zaczynało się zmieniać. Powiały inne wiatry. Nagle okazało się, że są ludzie którzy z rzeczywistością się nie zgadzają. Słowa "opozycja", "Solidarność" zaczęły rozbrzmiewać coraz częściej. Pamiętam, jak "Polityka" rozpoczęła druk w odcinkach "Ludzi Stalina" Roja Miedwiediewa. Dziwiłem się naiwnie, że "ONI pozwolili to opublikować" (istnienie jawnie działającej cenzury też było dla mnie naturalną oczywistością), nie rozumiejąc, że wśród NICH są tacy, którzy nie pozwalając krytykować komunizmu, zgadzają się na krytykę stalinizmu. Co ciekawe, okazało się potem, że i wśród NASZYCH są tacy ludzie - i to po dziś dzień - choć teraz jest już jasne, że to nie są NASI.
Ale wtedy to byli jeszcze NASI i kiedy Wałęsa siadał do rozmowy z Miodowiczem, a w "Tygodniku Powszechnym" po raz pierwszy od lat Adam Michnik mógł publikować pod własnym nazwiskiem - wiadomo było, że dzieje się dobrze. A Okrągły Stół - oż, kurczę, to już była ostra gra, było super! Potem poszło wszystko jak lawina, odgórna rzeczywistość rozsypywała się na moich oczach. Tadeusz Mazowiecki - pierwszy niekomunistyczny premier, w dodatku jawny katolik! Niestety, dopiero parę lat później dowiedziałem się co ten katolik wypisywał w latach pięćdziesiątych. W dodatku facet zasłabł podczas wygłaszania expose i trzeba było zrobić przerwę. Jak pisałem kiedyś, nie wierzę w znaki wróżebne, ale ten incydent naprawdę powinien był dać mi do myślenia.
No i wreszcie - jesteśmy wreszcie we własnym domu! Nie ma już PRL, jest Rzeczpospolita Polska, nad szkolną tablicą orzeł w koronie, obok krzyż; w Warszawie prezydent - nie pierwszy sekretarz, tylko prezydent, jak w USA czy we Francji. I tym prezydentem jest Lech Wałęsa, człowiek symbol.
W dojrzałe życie wkraczałem rozemocjonowany, szczęśliwy, dumny że tamta pozornie nienaruszalna rzeczywistość została rozwalona w drobny mak. Że żyję w nareszcie niepodległym państwie.
Potem jednak coś zaczęło skrzypieć. Najpierw obalono rząd Jana Olszewskiego. Potem wybory w 1993 r. i zwycięstwo komuchów. Łaszenie się części dawnych NASZYCH do spadkobierców PZPR. To było jak kopniak w głowę. Zrozumiałem że rzekoma niepodległość to fikcja. Że z jednego marixu przeskoczyliśmy w drugi. I - z krótką przerwą na rządy PiS i tragicznie przerwaną prezydenturę śp. Lecha Kaczyńskiego - nic się od tamtych czasów nie zmieniło.
Bo co to za niepodległość, jeśli śledztwo w sprawie największej tragedii w historii powojennej Polski lekką ręką oddaje się w ręce Rosjan, rządzonych przez kadry polityczne w 70 procentach wywodzące się z KGB?
Co to za niepodległość, w której tak naprawdę partii rządzącej większość obywateli serdecznie nie cierpi, a głosuje na nią tylko dlatego, że ONI wmówili jej, że opozycja to faszyści, podczas gdy właśnie partia rządząca sięga do faszystowskich metod?
Co to za niepodległość, skoro rządzący tak panicznie boją się słowa "niepodległość", że wysyłają policyjnych prowokatorów przebranych za cywili, by ci rozbijali i próbowali skompromitować gigantyczny Marsz Niepodległości na warszawskich ulicach?
Co to za niepodległość, w której kobieta zalegająca fiskusowi 2 tys. złotych wywlekana jest późnym wieczorem z mieszkania a jej małe dzieci lądują w pogotowiu opiekuńczym, podczas gdy gówniarz - biznesmen z wyrokami skazującymi, obraca swobodnie milionami i zakłada prywatne linie lotnicze, pozostając w serdecznych stosunkach z rządzącymi politykami?
Są to wszystko pytania retoryczne i oczywiście można je mnożyć. Ale dziś znowu coś się zaczyna dziać, wiatr znowu zmienia kierunek i niedzielny Marsz Niepodległości, oraz klapa marszu prezydenckiego i bezgraniczna nijakość i znikoma frekwencja na marszu środowisk lewackich są tego przykładami. Obyśmy wkrótce znowu świętowali odzyskanie niepodległości, ale nie udawanej, jak ponad dwadzieścia lat temu. NIEPODLEGŁOŚCI. Bez przymiotników.
Czas już na to.
505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków
Layout i wykonanie: Wójcik A.E.