• Strona główna
  • Kluby
  • Wydarzenia
  • Multimedia
  • Archiwum
  • Forum dyskusyjne
  • Kontakt
  • Terminy spotkań
  • Tragedia smoleńska-miesięcznice
  • Karta Klubów "GP"
  • Zjazdy
  • GALERIA
  • Fundacja Klubów "Gazety Polskiej"

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- ---- ARCHIWUM STAREJ STRONY - ZAPRASZAMY NA NOWĄ STRONĘ KLUBÓW GAZETY POLSKIEJ:                                                                 www.klubygazetypolskiej.pl
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Klimat

Tomasz_Kowalczyk.jpg

"Słoń, jako że zwierz duży, dużo też w swym temacie ma nam do opowiedzenia" - pisał pod hasłem o rzeczonym słoniu ks. Benedykt Chmielowski. O klimacie, tak jak o słoniu, też można by dużo napisać. Ot, przykładowo - globalne ocieplenie: tak się ociepliło, że po powrocie z czwartkowego wypadu do Warszawy przez jakieś dwa dni dłonie miałem czerwone niczym Wokulski, który swoje na Syberii odmroził. No cóż, było tak na oko z minus kilkanaście stopni, a trudno operować nastawieniami aparatu fotograficznego w grubych rękawiczkach. Lewactwo wmawia nam, że wszystkiemu winna jest przemysłowa działalność człowieka. Lewactwo nie zna zapewne trafnego stwierdzenia Kurta Vonneguta, że tak naprawdę najbardziej nieekologiczna na całym świecie jest natura. Chyba tak, skoro - jak się dobrze przyjrzeć - wyjdzie nam, że 99 procent wszystkich gatunków roślin i zwierząt jakie żyły kiedykolwiek w ciągu ostatnich kilkuset milionów lat na naszej planecie - już nie istnieje. Wymarły. A ludzie nie mieli z tym nic wspólnego, ponieważ jeszcze ich nie było.

Ale rozpędzam się, bo właściwie chodzi mi o inny klimat. Pamiętacie Państwo, jak to w 2005 roku większa część naszych tzw. elit zapadła nagle na astmę? Słowo daję, to musiała być astma, czyli inaczej dychawica oskrzelowa, skoro, jak czytam w encyklopedii, objawami są m.in. "duszność z utrudnieniem wydechu, sinica, oddech świszczący", natomiast "po ustąpieniu napadu chory odksztusza gęstą plwocinę". Iluż to przedstawicieli tzw. elit deklarowało na łamach Gazety (jest Gazeta i są gazety, tak jak w średniowieczu był Filozof, a inni to byli filozofowie), że "duszą się", "jest duszna atmosfera", "w Polsce zrobiło się duszno". Po dwóch latach przestało być duszno, a ostatnie objawy astmy ustąpiły 10 kwietnia 2010 roku, kiedy to wreszcie tzw. elity mogły zacząć na dobre odksztuszać "gęstą plwocinę", lądującą najczęściej na krzyżu na Krakowskim Przedmieściu. Ot, klimat się zmienił.

Dzisiaj jest już zupełnie inny. W miniony wtorek usiadłem z pewną moją przyjaciółką w kawiarni. Charakterystycznym dla prawicy gestem uniosłem rękę i zamówiłem pięć piw. Po czym do późnego wieczora gadaliśmy o tym i o owym i było bardzo miło do momentu, gdy przyznałem się, że w czwartek jadę do Warszawy na Marsz Wolności.

- Mówisz poważnie?! - zawołała koleżanka - Przecież tam będzie wojna!

Przyznać muszę, że poczułem się przez chwilę dumny jak Skrzetuski przy Helenie, ale zaraz sobie przypomniałem, że kiedy od Szweda przyszła opresja i pan Jan musiał znowu w pole ruszyć, to choć kniaziówna była "cała we łzach, nieboga…" to: "Ale gdym jej rzekł, że trzeba iść, zaraz mi powiedziała - idź!". No a przyjaciółka przeciwnie, odradzała mi wyjazd na wszelkie możliwe sposoby.

- Spałują was, zagazują, na pewno będą jakieś prowokacje, zobaczysz! Nie odpuszczą wam! Tomek, proszę cię, daj sobie spokój, nie jedź tam. Obejrzysz sobie ten marsz w telewizji i tyle. Proszę, nie narażaj się tak głupio!

Pojechałem. Przeszliśmy całą trasę w wielotysięcznym tłumie. Wzniosło się trochę antyrządowych okrzyków, poznało sympatycznych ludzi, posłuchało przemówień senatora Romaszewskiego i Jarosława Kaczyńskiego. Żadnej zadymy, pałowania; policja kryjąca się gdzieś po kątach, nasza służba porządkowa zadbała o sprawny przebieg manifestacji. Potem do autokaru - i do domu. Ot, dzień jak co dzień, gdyby nie tradycyjny cholerny korek w miejscowości Janki.

Inna rzecz mnie zastanawia. Moja koleżanka aktywistką nie jest, ale kibicuje naszym środowiskom. Jakiż klimat ONI zdołali wygenerować, że była autentycznie przerażona wizją mojego wyjazdu do stolicy? Rozumiem teraz sens prowokacji z 11 listopada. O to IM chodzi: nie brać udziału, siedzieć cicho, co najwyżej zerknąć w telewizor. Po co się narażać, skoro może dojść do pałowania? Lepiej położyć uszy po sobie. Przeczekać. ONI są wstrętni, ale żyć przecież dają, nie ma sensu się wychylać. Temu służyły te dyskusje słusznych "publicystów", którzy przed 13 grudnia z troską zastanawiali się, do jakich to "niepokojów" lub zgoła "zamieszek" może dojść w Warszawie. Tyle, że - paradoksalnie - stworzyli klimat, w którym bardziej ONI się boją, niż my. A przestraszyć mogą tylko tych niezaangażowanych.

Majstrowanie przy klimacie nigdy nie daje zamierzonych efektów. Można - jak czynią to Rosjanie przy okazji wielkich państwowych manifestacji czy defilad - rozpylać jodek srebra z samolotów, by wywołać oberwanie chmur i załatwić sobie czyste, błękitne niebo. Tyle, że jeśli deszcz spadnie nie tam gdzie powinien, to gdzie indziej robi się katastrofalna susza. Przyroda zawsze odnajdzie równowagę.

Ps. Życzę Wszystkim Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! A jeśli chodzi o 21 grudnia i kalendarz Majów, to nie przejmujcie się: mój kolega, informatyk, zamyślił się gdy żartowałem na ten temat, po czym trzeźwym głosem arcypraktycznego człowieka zapytał: no dobrze, ale jak to się ma do kalendarza Chińczyków?

Tomasz Kowalczyk

1 1 1 1 1 1 1 1 1 1

Biuro Klubów "Gazety Polskiej"



505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków

Layout i wykonanie: Wójcik A.E.