• Strona główna
  • Kluby
  • Wydarzenia
  • Multimedia
  • Archiwum
  • Forum dyskusyjne
  • Kontakt
  • Terminy spotkań
  • Tragedia smoleńska-miesięcznice
  • Karta Klubów "GP"
  • Zjazdy
  • GALERIA
  • Fundacja Klubów "Gazety Polskiej"

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- ---- ARCHIWUM STAREJ STRONY - ZAPRASZAMY NA NOWĄ STRONĘ KLUBÓW GAZETY POLSKIEJ:                                                                 www.klubygazetypolskiej.pl
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Głupota władzy

Tomasz_Kowalczyk.jpg

Książki Barbary W. Tuchman (1912 - 1989), dwukrotnej laureatki nagrody Pulitzera, należy czytać z wyrozumiałością. Z wyrozumiałością wynikającą z faktu, iż autorka - publicystka, dziennikarka, historiozof i socjolog społeczny w jednym - była reprezentantką określonego środowiska, mianowicie lewicujących kół intelektualnych Nowego Jorku (aczkolwiek nigdy nie popadła w skrajne, agresywne lewactwo). Stąd jej niechęć do szeroko rozumianego konserwatyzmu i przywiązania do tradycji, Kościoła itd. Stąd również jej, jeśli tak można powiedzieć, "zachodniocentryzm" - przekonanie, że to co ważne dla oblicza naszej cywilizacji dzieje się zawsze "na Zachodzie". Ileż straciła wybitna książka Tuchman "Sierpniowe salwy" (traktująca o początku I wojny światowej) wskutek skupienia się wyłącznie na wydarzeniach zachodzących na froncie zachodnim, z pominięciem Wschodu. Lecz cóż, skoro autorka lojalnie napisała we wstępie, że Europę Wschodnią pominęła, gdyż ta "choć ważna, ma inne tradycje". Konia z rzędem temu, kto powie, cóż t""o znaczy. Rosja ma na pewno „inne tradycje”, ale Rosja to nie jest Europa, w przeciwieństwie do Polski, Czech czy Węgier. Czego Amerykanie chyba po dziś dzień nie rozumieją.

Ale warto sięgać po książki pani Tuchman, bo jest to naprawdę kawał solidnej literackiej i naukowej roboty. Po ostatnich prasowych doniesieniach na temat wydatków partii politycznych odświeżyłem sobie taką jedną. Nazywa się "Szaleństwo władzy". Tytułowe szaleństwo można zdefiniować ogólnie jako niezrozumiałą tendencję licznych polityków do realizowania działań sprzecznych z ich własnymi interesami. Mimo głosów ostrzegawczych, z uporczywym zaślepieniem konsekwentnie brną naprzód, popełniając wciąż i wciąż te same błędy które wykończyły ich poprzedników - i nie rozumieją, że skończą równie marnie jak tamci.

Oto na przykład Niemcy w 1917 roku. Generalicja proponuje rozpoczęcie "nieograniczonej wojny podwodnej", to jest rozwalanie przez U-booty wszystkiego co pływa po Atlantyku, łącznie ze statkami państw neutralnych, takich jak USA. Rozsądny kanclerz Bethmann-Hollweg argumentuje, że takie działania wciągną Amerykę do wojny po stronie państw Ententy, co doprowadzi do klęski Niemiec. Von Hindenburg oświadcza na to, że armia "potrafi zająć się Amerykanami", zaś generał von Holtzendorff gwarantuje, że żaden Amerykanin "nie postawi stopy w Europie". Kanclerz ustępuje. Wojna podwodna wchodzi w życie. Po naradzie jakiś urzędnik znajduje kanclerza kompletnie załamanego i pyta, z niepokojem, czy przyszły jakieś złe wieści z frontu. Nie - odpowiada Bethmann-Hollweg - to tylko finis Germaniae… Ot, fatum.

W "Szaleństwie władzy" chyba najbardziej poruszający jest rozdział traktujący o papieżach epoki renesansu: od Sykstusa IV (1471 - 1484) po Klemensa VII (1523 - 1534). W gąszczu symonii, nepotyzmu, przekupstwa, politycznych mordów, trucicielstwa, najbardziej wyróżnia się chyba (oczywiście in minus) Aleksander VI (czyli Rodrigo Borgia). Nawet stricte katolickie podręczniki kwitują dziś jego pontyfikat jako "wielkie nieszczęście dla Kościoła". Posłuchajmy, do jakiego stopnia upodlenia zeszła w tamtych czasach Stolica Apostolska: "Papież prezydował na bankiecie wydanym w Watykanie przez Cesare Borgię (swojego syna - przyp. TK). Po uczcie goście tańczyli z pięćdziesięcioma kurtyzanami, najpierw odzianymi a potem nagimi. Później na podłodze rozstawiono świeczniki i rozsypano kasztany, które owe kurtyzany czołgając się na czworakach wśród świeczników zbierały, a papież, Cesare i Lukrecja przyglądali się temu. Następnie goście kopulowali z kurtyzanami i…" i wystarczy. Później działy się jeszcze gorsze rzeczy.

Takimi wybrykami papieże renesansu, opierający się potrzebnej reformie Kościoła, zamieniający się w świeckich władców - podważyli autorytet chrześcijaństwa, zdetonowali reformację (po dziś dzień nie zabliźnioną ranę naszej religii), sprowokowali interwencje ościennych królów i niemieckiego cesarza, oraz opóźnili o blisko 400 lat zjednoczenie Włoch.

A teraz posłuchajmy o wybrykach panującej obecnie Platformy, tzw. Obywatelskiej. Pisze "Newsweek", który ostrzegawczo przełożył wajchę (pewnie tylko na chwilę): "Najbardziej zastanawiającym transferem w całej trzyletniej historii rachunku PO jest jednak coś innego. To przelew na prawie 2,5 tys. zł dla spółki Sigma Klub wykonany kilka dni po wyborach w 2011 roku. W tamtym czasie Sigma Klub prowadziła w warszawskim zagłębiu klubowym przy ul. Mazowieckiej dyskotekę Rich and Pretty. Pawełek twierdzi, że zapłata "dotyczyła obsługi cateringowej wieczoru wyborczego w 2011 roku". Tłumaczenie to niezbyt fortunne, bo Rich and Pretty, delikatnie rzecz biorąc, nigdy nie specjalizował się w tradycyjnym cateringu. Nieistniejący już lokal (...) słynął ze specyficznej klienteli: bogatych panów i pięknych pań. Na filmie z otwarcia Rich and Pretty, (...) widać tancerki pląsające topless w witrynie klubu i specjalny pokaz polegający na tym, że trzy roznegliżowane hostessy wiją się na barowej ladzie i zlizują z siebie bitą śmi"etanę. Atrakcją wieczoru była zaś naga kobieta, z której goście mogli jeść sushi”.

No to, droga Platformo, jesteśmy znowu w czasach Aleksandra VI, a dzień złupienia Rzymu przez protestantów się zbliża. Jak mówią sondaże, odejdziecie w przeszłość jak owi renesansowi papieże, tylko ileż szkód to za sobą pociągnie. Wyście nie tyle oszaleli, co ogłupieli od władzy. A świadczy o tym - oddajmy jeszcze raz głos Barbarze W. Tuchman - "całkowite ignorowanie narastającego niezadowolenia rządzonych, prymat dbałości o wzrost własnej władzy i korzyści, złudzenie o niepodważalności osiągniętego statusu. Choć u papieży renesansu postawę taką zrodziła ówczesna kultura oraz otoczenie, to jest ona niezależna od czasów i powtarza się okresowo u tych, którzy sprawują rządy".

Nic dodać, nic ująć.

(cytaty za: Barbara W. Tuchman, "Szaleństwo władzy", Wydawnictwo "Książnica", Katowice 1992)

Tomasz Kowalczyk

1 1 1 1 1 1 1 1 1 1

Biuro Klubów "Gazety Polskiej"



505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków

Layout i wykonanie: Wójcik A.E.