GraSS i kontrowersyjni Polacy
Świat postępowej literatury został poruszony bezprzykładnym atakiem Polaków,
fakt, że tylko ich najbardziej zatwardziałej części, na niemieckiego pisarza
Güntera GraSSa. Jego szczere wyznanie o tym, że w młodości zafascynowała go
ideologia nazistowska, spotkało się na szczęście z należytym zrozumieniem u
wypróbowanych autorytetów. Prof. Bronisław Geremek zwrócił uwagę, że historia
GraSSa nakłada się na skomplikowaną i złożoną historię stosunków polsko-niemieckich.
Rzeczywiście, nasza historia nie jest jednoznaczna. Na przykład nie jest do końca pewne,
czy Niemcy nie zaatakowały nas w wyniku zajęcia przez Polaków radiostacji w Gliwicach.
Przykładając wagę do tej interpretacji historii, da się, i to niemal na trzeźwo, bronić
tezy, że atak na Polskę był jedynie uderzeniem wyprzedzającym, które miało ochronić
Niemcy i pozostałą część cywilizowanej Europy przed zmasowanym atakiem polskich dywizji,
księży i poetów.
Muszę przyznać, że w ciągu agresywnych działań przeciwko Niemcom mam wyraźne
rodzinne winy. Dziadek, dowodząc oddziałem artylerii przeciwlotniczej, prowokował
niemieckie samoloty do zrzucania bomb. A przecież nie można mieć stuprocentowej
pewności, po co naprawdę nadlatywały. Może piloci chcieli wpaść na kawę. Jego winy
późniejsze są dużo bardziej ewidentne. Naruszając przepisy, ustanowione przez
wiernego sojusznika Adolfa Hitlera Józefa Stalina, uciekł z transportu do jednego
z miejsc, w którym władze radzieckie zapewniały długotrwały wypoczynek. Po przejściu
na stronę niemiecką rozpoczął nielegalne działania przeciwko porządkowi i bezpieczeństwu
publicznemu w organizacji o złowieszczej nazwie Związek Walki Zbrojnej.
Jeszcze większego naruszenia prawa i dobrosąsiedzkich stosunków dopuścił się mój
ojciec. Wraz ze zgrają młodocianych kolegów 1 sierpnia 1944 r. o godz. 17 dokonał
czynnej i zbrojnej napaści przeciwko pokojowo nastawionemu garnizonowi niemieckiemu
w Warszawie. Do porządku przywołała go dopiero ciężka artyleria, a Niemcy, wbrew
obiegowym opiniom, nie dobili.
Niemcom udało się już przełamać jednostronną i krzywdzącą tezę o ich wyłącznej
odpowiedzialności za obozy koncentracyjne. Fakt, że tych obozów było najwięcej
akurat w Polsce, stał się koronnym dowodem na to, że musieliśmy jakoś w tym przedsięwzięciu
uczestniczyć. Przyszedł wreszcie czas na weryfikację stosunku do niektórych formacji, mocno
skrzywdzonych przez polską propagandę. Od pewnego czasu już wiemy, że służba w Wehrmachcie
nie była niczym szczególnym, a nawet można ją porównywać do służby w polskiej armii.
Pozostał jeszcze problem SS. Tu za radą prof. Geremka należy doszukiwać się złożoności
sytuacji. Były tam oczywiście jednostki niedobre, bo takie trafiają się wszędzie,
ale byli też piewcy pokoju i miłośnicy światowej literatury, jak Gunter GraSS.
Należy dbać o to, by wizerunek tych złych nie przesłonił tych zdecydowanie lepszych.
A o tym, że Polacy nienawiść do całego SS wyssali z mlekiem matki, świadczyć może
choćby dziecięca wyliczanka, którą znalazłem w Muzeum Powstania Warszawskiego:
Wpa-dła bom-ba do piw-nicy na-pisa-ła SS na ta-blicy.
Gdyby polskie dzieci były bardziej światłe, dorecytowałyby na pewno, że nie
była to bomba od Güntera.
Tomasz Sakiewicz
|