Niemal żaden z wielkich przywódców Polski nie był za życia doceniony. Nasz narodowy zwyczaj atakowania swoich wodzów za to, co było ich największym dorobkiem i zasługą dla Ojczyzny, niemal staje się rytuałem. O wielkości jednak nie decydują ani komentatorzy, ani też polityczne elity. Legendy wielkich osobowości rodzą się gdzieś na styku marzeń prostych ludzi i wyobrażeń, jakie towarzyszą przywódcom.
Lech Kaczyński marzył o Polsce wolnej i był jednym z tych, co się na służbę Ojczyźnie zapisali we wczesnej młodości. Pisząc historię współczesną, szczególnie historię upadku komunizmu, nie sposób również o nim nie wspomnieć. Najtrudniejszego zadania podjął się jednak po roku 1989. Lech Kaczyński należał do tej wąskiej grupy polityków, którym nie wystarczyło odzyskanie przez państwo suwerenności. Chcieli, żeby Polska była wielka i godna swojej historii. Jego działania zderzyły się nie tylko z interesami ościennych mocarstw, ale i z mentalnością wychowanych w systemie komunistycznym elit. Ich członkowie nie mogli sobie wyobrazić, że są częścią narodu, który sam może stanowić swoje prawa, sam decydować o swoich wzorcach i że w dodatku te wzorce posiada. Żyli po szarej stronie świata. Przypominanie im, że możliwy jest zupełnie inny byt, rodziło frustrację i agresję.
Lech Kaczyński postanowił odbudować swój kraj, zniszczony w równym stopniu ekonomicznie, jak i pod względem swojej tożsamości. Ta potrzeba wyniosła Go najpierw na prezydenta Warszawy, a potem do godności prezydenta Polski.
Odbudowa tożsamości narodowej musiała zacząć się od miejsc, w których naród najbardziej ucierpiał. Stąd właśnie szczególny kult Powstania Warszawskiego i ofiar Katynia. Pod wpływem działań Lecha Kaczyńskiego coś zaczęło się w Polakach budzić: poczucie dawnej wielkości i oczarowanie pięknem własnej historii.
Ta polityka była elementem budowy silnego i nowoczesnego państwa. Kopiując bezmyślnie wzory z zagranicy, zawsze bylibyśmy krok za czołówką. Mając własną wizję społeczeństwa, nadawalibyśmy ton również innym narodom. Dzięki temu był również możliwy szybszy rozwój cywilizacyjny i ekonomiczny. Ludzie nienawidzący Kaczyńskiego tej perspektywy w ogóle nie posiadali.
Prezydent potrafił w bardzo niesprzyjających warunkach zrealizować swoje cele. Do sukcesu brakowało Mu jednego: przekonania większości społeczeństwa. Nie miał w sobie sztucznej charyzmy kreowanej przez media. Czasem można było odnieść wrażenie, że takimi działaniami się po prostu brzydził.
Potrzebny był impuls, który obudzi polskiego demona i wyzwoli polską duszę. Śmierć Prezydenta w Katyniu wprowadziła miliony ludzi w mistyczny nastrój. Była spełnieniem Jego życia i początkiem nowej legendy. Legendy, w której Prezydent ginie, bo przeciwstawił się kłamstwu i miernocie życia publicznego. Do legendy Prezydenta dojdzie legenda pięknej miłości Marii i Lecha, miłości aż po grób.
Patrzyłem z pewnym zdumieniem na jego dawnych przeciwników, którzy próbowali zastąpić Mu drogę na Wawel. Chcieli zabić legendę. Zabić można żywego człowieka, legenda jest nieśmiertelna, a walka z nią będzie ją tylko przypominać.
Polacy zapamiętają człowieka, który zatrzymał marsz rosyjskich czołgów w Gruzji. Nigdy Moskwie i Berlinowi się nie kłaniał. Szanował inne narody - mógł, bo był dostatecznie dumny ze swojego. Zapamiętają Jego odwagę i przywiązanie do prawdy. Zapamiętają miłość do kobiety, która z nim zginęła. Zapamiętają wreszcie Ich ofiarę dla tysięcy zabitych w Katyniu.
Prezydent nie żyje, żyje już legenda.
Tomasz Sakiewicz