Elita i błazen-celebryta


Ile razy słyszeli Państwo o konieczności dostosowania się do poglądów, mód, zachowań elit? Ludzie z pierwszych stron gazet - eleganccy, obsypani "Telekamerami", Wiktorami, podróbami Oscarów, szykowne damy "Twojego Stylu", "Vivy", a nawet "Przyjaciółki" - pomiędzy przepisami na smażonego sandacza a poradami z głębi alkowy rzucają mimochodem ważkie zdania na temat życia politycznego, moralności i sensu istnienia. Po kilkakrotnym wysłuchaniu poglądów celebryty obserwator, nawet mało obyty w sprawach publicznych, może mieć wrażenie, że ma do czynienia nie tyle z geniuszem, znawcą rzeczy czy choćby człowiekiem o zdrowym rozsądku, ile półanalfabetą, nieskładnie powtarzającym slogany hodowane w TVN, "Gazecie Wyborczej" i tym podobnych cieplarniach specjalizujących się w masowej produkcji kurzych móżdżków. Dzisiaj w zbiór pojęciowy elity nie wpisuje się bowiem ludzi o szczególnych cechach charakteru, umysłu czy choćby mających wyrafinowany gust, lecz tych, którzy dostarczają nam wszelkiego rodzaju rozrywki. Są zawsze skłonni robić show zarówno w miejscach publicznych, jak i w swoim życiu osobistym.
Nigdy nie godziłem się z surową oceną średniowiecza i to nie dlatego, że nie podoba mi się rozwój nauki, emancypacja poszczególnych stanów czy doskonalenie spełniania ludzkich potrzeb. Autentyczny duch średniowiecza, którego wykwitem była tradycja rycerska, pogodziłby się z odkryciami służącymi człowiekowi. Wielkim dorobkiem tego okresu stało się stworzenie legendy ludzi szlachetnych - odwaga, rozum i uczciwość kreowały elitę społeczeństwa. W Polsce ta tradycja stała się szczególnie silna. Przeżyła nie tylko średniowiecze, barok i oświecenie, ale znalazła sobie miejsce w wieku XX. Rycerzami były zarówno Lwowskie Orlęta, Powstańcy Warszawscy, jak i Żołnierze Wyklęci. Ich legenda stała się silniejsza niż ogromny ciężar zapomnienia, jaki rzucano na nich przez pół wieku niewoli. Polskie elity wyrastały z tradycji rycerskich. Miliony ludzi je ciągle cenią, kultywują, a nawet potrafią nieźle dostosować do czasów współczesnych. To właśni ci ludzie, a wedle mojej znajomości Polaków, m.in. wielki krąg czytelników "Gazety Polskiej", są prawdziwą elitą tego narodu. Ile razy wybrali Państwo uczciwość i honor, pomijając własną korzyść, tyle razy nawiązywaliście do tego wszystkiego, z czego możemy być naprawdę dumni. Przynależność do elity czasem daje splendor, ale zawsze nakłada obowiązki. Jeżeli ktoś z Państwa zastanawiał się: dlaczego znowu mam się wychylać, to miał w sobie ten przymus bycia osobą szczególną. Tego przymusu wielu ludzi nie ma. I właśnie konieczność bycia kimś, w przeciwieństwie do jak najlepszego urządzenia się w życiu, daje dobre rozróżnienie elity narodu i reszty.
Kim są więc ci ludzie, którzy tak bardzo błyszczą z ekranów i tak niemądrze, ale jakże stanowczo nas pouczają? W moim ukochanym średniowieczu przyznano by im rolę błaznów, dziś bardziej stali się gwiazdami, celebrities, a nawet autorytetami. Nazwy się zmieniły, pozycja życiowa także, jednak funkcja społeczna została taka sama. Mam niesłychane przeczucie, że cywilizacja medialna uparła się, by celebrować właśnie życie błaznów. Błazen zarabia dziesięć razy tyle co człowiek szlachetny. Popyt na błaznów jest ogromny, a ludzie szlachetni przeszkadzają trzymającym się u władzy i czerpiącym z niej profity. Elita narodu nigdy nie pogodzi się z tym, żeby Polska zrezygnowała ze swojej suwerenności albo zapomniała o ofierze smoleńskiej. Dla błaznów-celebrytów takie problemy po prostu nie istnieją.
Spotkałem wielu, naprawdę wielu ludzi szlachetnych i spotykam ich dziesiątego każdego miesiąca. Idą pod prąd wszystkiego, co nakazuje im święty spokój. To prawdziwa polska elita. Wielu znanych publicystów, również prawicowych, próbuje za wszelką cenę dostosować się do panujących realiów, przypominając wszystkim wokół siebie realia epoki Putina, Obamy i Merkel. Panowie, ja znam te realia i wiem, że to wszystko się kiedyś skończy. Po kolejnym zakręcie dziejów mądrzejszym z was pozostanie potworny niesmak, głupsi na pewno się jakoś pocieszą.


Tomasz Sakiewicz