Podstawowym atrybutem demokracji wcale nie są wybory. W wielu państwach totalitarnych wybory się odbywają i wygrywają je niedemokratyczne reżimy. Ludzie głosują na rządzących, gdyż albo mają straszliwy obraz opozycji, albo np. są przestraszeni katastrofalnymi skutkami zmiany władzy. Na ogół oczywiście mamy do czynienia z potężną manipulacją świadomości wyborców. Totalne manipulacje są możliwe tylko wtedy, gdy władza lub jakaś siła polityczna kontroluje publiczną debatę. Nie znam przypadku totalitarnej władzy, która nie próbowałaby kontrolować mediów. Zwycięstwo wyborcze czy przejęcie władzy siłą nie dają gwarancji rządzenia, gdy społeczeństwo otrzymuje rzetelne informacje o stanie państwa.
Trudno mówić o demokratycznych wyborach, gdy tylko jedna strona ma dostęp do źródeł przekazu. Na polskim rynku łatwo można rozpoznać, kto jest demokratą, a kto reprezentuje postkomunistyczny totalitaryzm - właśnie po stosunku do wolności słowa. Ludzie, którzy w podziemiu walczyli o swobodę wypowiedzi, często płacąc za to ogromną cenę, na ogół dzisiaj cenią sobie swobodę debaty, nawet jeżeli ta debata jest dla nich osobiście przykra. Opozycja, która weszła w układ z postkomunistami, musiała z góry założyć pewne formy cenzury. Dosłownie takie żądanie przy okrągłym stole postawił nieżyjący już naczelny "Tygodnika Powszechnego" Jerzy Turowicz. Co ciekawe, sprzeciwił się temu szef PRL-owskich związków zawodowych Alfred Miodowicz. OPZZ walczyło wtedy o wiarygodność i rzeczywiście przebiło pod tym względem tę część opozycji, która siedziała przy okrągłym stole.
Próby kontroli czy niszczenia mediów w III RP często były inspirowane przez ludzi powiązanych z dawnymi służbami specjalnymi. Zwykle posługiwali się przy tym przykrywkami, które legalizowały ich działania. Wolność słowa w Polsce zawsze była brana w dwa ognie. Z jednej strony, przy pomocy pieniędzy i agresywnych akcji korporacyjnych próbowano monopolizować własność mediów. Z drugiej, ograniczano debatę przy pomocy prawa i sądownictwa. Mimo pięciu lat rządów Donalda Tuska rzekomo liberalna władza nie podjęła nawet próby usunięcia z Kodeksu karnego osławionego artykułu 212. Nie zrobiono też nic, by osłabić rujnujące dziennikarzy i redakcje przeprosiny w największych mediach. Dowolność decyzji sądu w tej sprawie powoduje, że staje się on panem życia i śmierci niezależnie od poczucia sprawiedliwości, a często zdrowego rozsądku. Czy Donald Tusk zapomniał, że wolność słowa była jednym z celów programowych jego formacji? Nie zapomniał, ale opór w jego środowisku przeciwko swobodzie debaty jest ogromny. Trudno się rządzi, gdy media wytkną każdą aferę i każdy błąd. Dlatego też z mediów publicznych zniknęli niemal wszyscy krytyczni wobec rządu dziennikarze. Pokusa wzięcia za mordę krytyków okazała się silniejsza niż najważniejsze dla oblicza partii hasła. Kontrola mediów publicznych to jednak nie cały zakres ograniczania debaty. W ostatnich latach podjęto kilka prób cenzurowania internetu. W jednym z proponowanych rozwiązań rolę cenzora faktycznie sprawowałaby Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Chodziło o zamieszczanie materiałów filmowych w internecie. W ostatniej chwili władze wycofały się z tego, widząc, że przepis jest po prostu nierealny. Dużo lepiej poszło Krajowej Radzie w przypadku telewizji Trwam. Tu wystarczyło jedynie odmówić koncesji pod pretekstem finansowym czy proceduralnym. Faktycznie była to decyzja o ocenzurowaniu ważnego i krytycznego wobec władzy głosu. Wszystkie te działania należy nagłaśniać i monitorować. Być może kiedyś w Sejmie będzie musiała powstać komisja śledcza wyjaśniająca skalę naruszeń wolności słowa. Na dłuższą metę te naruszenia są jeszcze bardziej niebezpieczne dla demokracji niż fałszerstwa przy wyborach. Szczególną uwagę należy poświęcić operacjom wobec mediów i dziennikarzy. Trochę te sprawy dotknął raport z likwidacji WSI. Jednak tego typu problemy wraz z rozwiązaniem wojskowych służb nie zniknęły. Tym bardziej że na naszym rynku coraz agresywniej działają również lobbyści i funkcjonariusze obcych służb, którzy posługują się obecnie bezrobotnymi ze służb komunistycznych.
Tomasz Sakiewicz
505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków
Layout i wykonanie: Wójcik A.E.