Nagła wymiana ambasadora amerykańskiego ze zwolennika resetu z Rosją na reaganowskiego jastrzębia potwierdza tezę, którą wielokrotnie prezentowałem, o nieuchronności politycznego konfliktu pomiędzy Waszyngtonem a Moskwą. Tego typu zjawiska nie rodzą się pod wpływem emocji czy chwilowych wydarzeń, lecz w wyniku realnej oceny sytuacji obydwu stron.
Czy USA chcą awantury z Rosją? Oczywiście że nie. Czy Rosja chce starcia z USA? Może o nim myśleć tylko w ramach czarnego scenariusza. A jednak ten scenariusz, przy najbardziej prorosyjskim od czasu II wojny światowej prezydencie USA, jest realizowany.
Żeby zrozumieć sytuację, trzeba sięgnąć do kanonów amerykańskiej polityki. Najważniejszym jej celem jest niedopuszczenie do budowy siły zdolnej zagrozić bezpieczeństwu i interesom USA. Stany Zjednoczone z niepokojem patrzą na każdego, kto buduje siły zbrojne, zwłaszcza flotę, na skalę globalną. Z dużą ostrożnością przyglądają się każdemu państwu zdolnemu do posiadania potencjału gospodarczego, który może w przyszłości doprowadzić do budowy takiej armii. Na tej zasadzie niemal wrogo traktują wszystkie poważne sojusze na świecie zawarte bez swojego udziału.
Jednym z istotniejszych celów polityki USA jest kontrola źródeł energii, od których zależy amerykańska gospodarka. Waszyngton zachowuje przy tym dużą dbałość o to, by ta energia dla własnych obywateli była możliwie tania.
Stany Zjednoczone angażują się w walkę z terroryzmem, obronę praw człowieka, gwarantują bezpieczeństwo Izraelowi, a ostatnio umacniają także sojusz z Gruzją.
To tylko wycinki amerykańskiej polityki, które jednak dobrze pokazują, co dzieje się w stosunkach amerykańsko-rosyjskich. Przede wszystkim Rosja Putina zaczęła odbudowywać system sojuszy państw wrogich lub konkurujących z USA. Nastąpiło taktyczne zbliżenie z Chinami, umacnia się współpraca Rosji z Iranem, który konstruuje broń zdolną razić Izrael, a nawet Stany Zjednoczone. Rosja zwasalizowała Białoruś i Ukrainę, wspiera reżimy w Wenezueli i Syrii. Rosja wreszcie, mimo współpracy z niektórymi amerykańskimi firmami z branży paliwowej, czuje się poważnie zagrożona nowymi, niekonwencjonalnymi źródłami energii.
Z kolei Stany Zjednoczone są głównym beneficjentem tych odkryć. Spadek wydobycia gazu w Rosji, obniżenie jego cen na światowych rynkach, a obecnie zniżka cen ropy to efekty amerykańskiej rewolucji technologicznej. Na pulpicie światowej polityki Stanom Zjednoczonym i Rosji zapaliły się same czerwone guziki. Obecna administracja w Waszyngtonie, choć bardzo niechętnie - ale nie tylko ze względów wyborczych - musiała dostrzec rozbieżność interesów pomiędzy Kremlem i Białym Domem.
Rojenia domorosłych zwolenników Rosji i pesymistów o długotrwałej współpracy amerykańsko-rosyjskiej nie uwzględniały strategicznych interesów USA. To one w ostatecznym rozrachunku decydują o światowych aliansach. Polska leży w miejscu, które Rosja uważa za swoje miękkie podbrzusze. Kto chce osłabić imperialną politykę Rosji, musi wspierać integracyjną rolę Polski na Wschodzie.
Wiele wskazuje na to, że Stany Zjednoczone wracają do postrzegania Polski przez ten pryzmat. Rosja nie zamierza rezygnować ze swoich aspiracji, więc szykuje się potężna awantura polityczna, a w zasadzie geopolityczna. Nie zdziwię się, jeżeli wkrótce z sejfów tajnych służb wyciekną ważne materiały dotyczące katastrofy smoleńskiej. Będzie też pewnie więcej ruchów dyplomatycznych podobnych do tych, jakie podjęto w ambasadzie USA. Ostatecznie tę rozgrywkę wygrają Stany Zjednoczone i ich sojusznicy.
Na ogół wygrywa silniejszy.
Tomasz Sakiewicz
505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków
Layout i wykonanie: Wójcik A.E.