Chodzi mi po głowie pomysł tak dobry, że aż strach. Pomysł nie tylko na wygranie wyborów prezydenckich, ale i na radykalną reformę władzy, mogącą wreszcie przerwać zaklęty krąg niemożności. Pomysł, który wytrąci atuty z ręki Platformy. Jak wiadomo, szermuje ona hasłami reformy konstytucyjnej, której istotą jest osłabienie władzy prezydenckiej. Jak zwykle nie chcąc narażać się opinii publicznej, która życzy sobie powszechnych wyborów prezydenckich, zatrzymuje się w pół drogi, proponując kolejnego ustrojowego POtworka, czyli prezydenturę nadal słabosilną lub silnosłabą.
Trzeba przejąć inicjatywę. Ogłosić ogólnonarodowe referendum, które ze względu na koszty mogłoby się odbyć razem z wyborami prezydenckimi. Zapytać naród, czy chce silnej prezydentury na wzór amerykański czy francuski, prezydentury zależnej nie od partyjnych układów, lecz wyłącznie od głosu wyborców. Czy chcemy reprezentacyjnego gościa od przecinania wstęg i przypinania orderów, czy rzeczywistego zwierzchnika sił zbrojnych, reprezentanta polskich interesów, władnego odsyłać rządy na ławkę kar, a parlament na zieloną trawkę.
Nie mam wątpliwości, jaki byłby wybór Polaków, co więcej - logika walki wyborczej nakazywać będzie Platformie zwalczać jej pomysł, co postawi jej kandydata od razu na przegranej pozycji. Jeśli jakimś cudem inicjatywę poprze i wygra, to przynajmniej Polska będzie miała jasną sytuację, kto rządzi, ponosząc pełną odpowiedzialność za wszystkie decyzje. Przed Bogiem i historią. Ale również przed własnym społeczeństwem.
Marcin Wolski