Ponieważ całej prawdy o tragedii pod Smoleńskiem nie poznamy zapewne nigdy, mnożyć się będą i ogromnieć w miarę upływu czasu rozmaite teorie spiskowe, które mają podstawową przewagę nad wersją ograniczającą się do splotu zaniedbań, bałaganu, głupoty i złej woli, że silniej działają na wyobraźnię. Kiedy nie ma dowodów, muszą wystarczyć szare komórki i zasady dedukcji - tak przynajmniej uważali klasycy kryminału.
Z kolei klasycy prawa, starożytni Rzymianie, mieli prostszą formułę: "cui prodest scelus is fecie" (ten popełnił zbrodnię, komu przyniosło to korzyść), tyle że sama myśl o takiej hipotezie jest karygodna, godzi w autorytety, a być może pokój światowy.
A skoro o starożytnych Rzymianach mowa, krąży mi po głowie cytat z cesarza Kaliguli, który ponoć ubolewał, "czemu lud rzymski nie ma jednej głowy, którą można by ściąć jednym uderzeniem miecza". Oczywiście Kaligula pod słowem "lud" rozumiał jego przedstawicielstwo - senat. Niestety w czasach dynastii julijsko-klaudyjskiej wysadzenie w powietrze całej Izby (o czym marzono w Anglii podczas spisku prochowego, a zrealizowano swego czasu w Iranie) albo zapakowanie głównych oponentów do jednego samolotu nie wchodziło w grę. I trzeba było pozbywać się przeciwników w drodze całych kampanii. Nawet wysyłanie ich w podróż dziurawym okrętem nie gwarantowało sukcesu. Neron tak zrobił ze swoją mamuśką Agrypiną, ta jednak dopłynęła do brzegu i dopiero tam zginęła podczas udzielanie jej (mieczem) pierwszej pomocy.
Dziś technicznych przeszkód już nie ma. A moralne...? Kto, mogąc pozbyć się wszystkich kłopotów za jednym zamachem, przynajmniej nie pomarzyłby o jakiejś spełniającej życzenia Złotej Rybce czy raczej Koniku Garbusku...
Boję się spekulować dalej.
Ostatnio jestem czytany tak dokładnie, że aż strach. Mój wierszyk o Prezydencie odzwierciedlający stan ducha, w sumie dość łagodny i wymierzony jedynie w dwulicowych żurnalistów, wywołał gigantyczny odzew społecznej akceptacji i zmasowany atak rozmaitych "autorytetów" ubliżających mi od grafomanów itp. Apelowałem jedynie o maleńką minutę wstydu, a od dwóch tygodni oblewany jestem hektolitrami szamba. Aż tak was zabolało?!
Odnosząc się z uwagą i szacunkiem do każdego głodu krytyki, kiedy słyszę powielane epitety rodem z jednej sztancy, odczuwam politowanie z odrobiną współczucia.
Cóż, stare ludowe porzekadło mówi: "Uderz w stół, służby się odezwą!"
Marcin Wolski