Ballada łowiecka


Już od pocz±tku maja roku pamiętnego
czai się Wielki Łowczy na zwierza grubego.
Skoro bliskie mu każde jest stworzenie Boże,
pragnie w dworku mieć skórę, łeb albo poroże.
W tym zapale łowiecka go wspiera nagonka,
same autorytety, fani wujka Bronka.
Lecz co robić, gdy Wisła wylała i Odra,
czyli sezon łowiecki jest tylko na bobra?
Zdałoby się większego co¶. Może w¶ród błota
objawi się krokodyl albo hipopotam?
Tygrys, bawół, pantera...? Już żywił nadzieje,
że wyjd± mu przed lufę, gdy zoo zaleje.
Lecz na nic bystre oko, w±s i sprawna fuzja.
Gdy niedĽwiedzia nie wolno -
bo to dzi¶ aluzja.
MiedwiedĽ wszak przyjacielem wszelkiego Polactwa,
Żubra broni Cimoszko...
Więc może co¶ z ptactwa?
Na bezrybiu rak ryba, zatem ¶wietna pora,
aby do swych trofeów doliczyć Kaczora...
Jest... Szybko! Z dubeltówki rozlega się palba.
Ustrzelił.
Rykoszetem.
Kaczora...?
...Donalda!


Marcin Wolski