Władza absolutna
Tak, stoimy wobec gry o wszystko! I nawet ci, którzy nie są fanami prezesa PiS, muszą przyznać, że zwycięstwo wąsatego gajowego oznacza, iż możemy znaleźć się w rzeczywistości "Platformy bez granic", partii dysponującej pełnią władzy wykonawczej, ustawodawczej, sądowniczej i medialnej. Ostatnie niezależne instytucje już przestały istnieć. Dorżnięcie "Rzeczpospolitej" czy "Gazety Polskiej" zależeć będzie bardziej od chęci niż możliwości hegemona. I nie ma tu żadnej analogii z epoką potęgi Kwaśniewskiego-Millera (SLD nigdy nie udało się w pełni zapanować nad mediami, a w dodatku miało kompleks "nieprawego pochodzenia") ani króciutkim okresem, nazywanymi na wyrost IV RP. Po pierwsze PiS, wbrew temu, co głoszą chórem jego wrogowie, nigdy władzy absolutnej nie miał. Nawet się do niej nie zbliżył. Będąc de facto mniejszością w Sejmie, ratował się koalicjami tyle egzotycznymi, ile paskudnymi, nie mogąc liczyć na żadne konstruktywne propaństwowe wsparcie ze strony PO. Władza sądownicza, a zwłaszcza Trybunał Konstytucyjny, była mu niechętna i blokowała, jak mogła (weźmy choćby lustrację), a czwarta władza - środki masowego przekazu - była w swej większości wroga i nawet w rzekomo przychylnych mediach publicznych istniały jedynie bardziej obiektywne wysepki w morzu niechęci. Po drugie, żaden z przypad-ków podnoszonych jako zbrod-nie PiS nie został udowodniony, a przeciwne - Ziobro co i rusz wygrywa w sądach, a wymachiwanie trumną pani Blidy (że posłużę się ulubioną frazą w stylu bartoszo-wajdo-palikotyzmu) przypomina nekrofilię połączoną z aberracją. Poza tym załóżmy nawet, że PiS miałby we wspomnianym okresie władze absolutną. Co by z tego wynikło poza zakończeniem lustracji, powstrzymaniem korupcji, wyrównaniem dysproporcji medialnych, dokonaniem niezbędnych reform w interesie Polski bezpiecznej, zasobnej, dobrze osadzonej w tradycji? Nawet najwięksi wrogowie nie zarzucą, że ich efektem byłoby wspieranie imperiów szemranych biznesmenów, rozmaitych Rychów i Zbychów czy dopłacanie do prywatnych geszeftów stadionowych, nie byłyby nimi też "reformy" ograniczające się wyłącznie do populistycznych gestów, wedle wskazań sondaży, zresztą robionych przez zaprzyjaźnione firmy, głównie ku satysfakcji rządzących. Szczególnie żałośnie brzmią w tym kontekście słowa pocieszenia, że pełnia władzy PO oznaczałaby jej pełną odpowiedzialność. To prawda, tylko kto miałby zająć się tym rozliczaniem, przy wspomnianym monopolu z mediami i sądami włącznie? Za PRL-u były jeszcze dwie instancje niezależne - Kościół z polskim papieżem i Radio Wolna Europa. A jutro?
Marcin Wolski |