Katastrofa miłości
Osobiście, obok oczywistej zgrozy, bardziej mnie dręczy metaforyczny charakter wydarzenia, nakazujący zadawać pytanie, dokąd nas zaprowadzi nasza permanentna "Parada Miłości", będąca w istocie stale wznosząca się falą nienawiści?
Jeśli nie powstrzymała jej tragedia smoleńska, jeśli ręka wyciągnięta do zgody została odtrącona i jedynie wzmogła agresje, to dokąd dojdziemy?
W jaki tunel musimy wpaść, aby nadeszło przebudzenie? Historia jeśli czegokolwiek uczy, to tego, że nie można bezkarnie budzić demonów, których potem nie da się zapędzić do butelki.
Coraz częściej więc ogarnia mnie strach domorosłego Kasandra! Nie sposób wyliczyć, ilu w naszym tłumie kręci się potencjalnych kandydatów na Eligiuszów Niewiadomskich, Brutusów czy Oswaldów. Czy siewcy zgorszenia i nienawiści, owi - że użyję eufemizmów - "Szambiarze z Lublina", "Muchy Plujki"i inne "Autorytety Niemoralne"zatracili resztki wyobraźni i po prostu nie odczuwają zwyczajnego strachu, że z jednej strony ktoś z ich akolitów potraktuje wezwania serio i rzeczywiście "wypatroszy"wskazanego wroga albo, co gorsza, jakiś obrońca znieważanych i poniżanych weźmie sprawy w swoje ręce - i posługując się cegłą, latarnią czy innym niebezpiecznym narzędziem wymierzy im sprawiedliwość (zwykłe obicie po mordzie byłoby jedynie aktem łaski).
Czuję ciary chodzące po plecach, czarny wylot tunelu w Duisburgu wydaje się coraz bliższy, ja mogę jedynie wyjść na agorę i wzywać do opamiętania.... Pardon, nie na Agorę, tam nikt nie dopuściłby mnie do głosu! Na pole za miastem. Więc wychodzę i wzywam!
Marcin Wolski |