Stan zagrożeniaZastanawiałem się, czy pęknięcie Polski na dwie nierówne połowy, trwające i pogłębiające się od co najmniej pięciu lat, można porównać z czymkolwiek w przeszłości. W PRL-u sytuacja była jasna: My - Oni. Czułem to doskonale, np. wchodząc na estradę. Scena, widownia, a nawet zaplecze sceny były zjednoczone we froncie jedności przeciw cenzorowi, paru tajniakom i donosicielom na widowni oraz garstce trzymającej władzę. Cóż to za komfort psychiczny przekonywać przekonanych! W stanie wojennym trochę się to pokomplikowało - trudno wierzyć ówczesnym badaniom, ale istniała całkiem spora partia nomenklatury zjednoczona lękiem, dość liczna opozycja i przeczekujące społeczeństwo. A w III RP konflikt komuchy - solidaruchy trwał, ale nie miał aż tak ostrego charakteru. Nawet kiedy rządził ich premier oraz ich prezydent, lewica postępowała "z pewną nieśmiałością", a prawica świadoma swej przewagi moralnej czekała jedynie, kiedy kolejna "wiosna będzie nasza". Najbardziej chyba współczesna wojna polsko-polska przypomina "wojnę na górze". Jednak konflikt uosabiany przez Wałęsę i Mazowieckiego, choć gwałtowny, okazał się krótkotrwały, zwłaszcza gdy okazało się, że Wodzuś nie ma zamiaru używać siekierki, którą tak wymachiwał w kampanii. Skąd zatem natężenie obecnej wojny - gwałtowność ataków bez chwili przerwy, permanentna kampania wyborcza, niezależnie od tego, czy widać w perspektywie jakieś wybory, czy nie? Jedynym wytłumaczeniem pozostaje strach. Umiejętnie podsycany lęk przed lustracją, dekomunizacją, walką z układem. Wojna wybuchła na serio, kiedy wyglądało, że potężne interesy naprawdę zostały zagrożone - kapusiom z uczelni zajrzała do oczu wizja rozliczenia, emerytowanym "siłowikom" - utrata apanaży, a wielu lekarzom perspektywa pustego barku i lodówki. W dodatku najbardziej zainteresowani, mający wielkie wpływy medialne, zastosowali technikę sztucznego tłoku i powszechnej psychozy. Zagrożone były jednostki, ale wytworzono atmosferę, że spanikowały miliony. Komunizm nauczył nas, że nie ma niewinnych, są najwyżej źle przesłuchiwani. Każdy, kto wyniósł choć rolkę papy, miał szwagra milicjanta, niósł szturmówkę podczas pochodu majowego, poczuł dyskomfort. Znam uczucie, które wywołuje zatrzymujący nas policjant (nawet jeśli jesteśmy trzeźwi i nie przekroczyliśmy żadnego przepisu) lub celnik wchodzący do przedziału, mimo że osobiście nie przemyciłem nigdy niczego. W końcu kiedy ukazała się lista Wildsteina, też sprawdzałem, czy nie ma tam mego nazwiska. Niby wiem, co robiłem. Ale przecież chlapało się ozorem i ktoś mógł to zanotować... Oczywiście strach miał wielkie oczy - nawet Bliźniaki u steru nie były w stanie przeprowadzić takiej akcji. Jednak nienawiść za tę chwilę strachu pozostała. A dzisiejszej władzy jest ona bardzo na rękę, więc ją podsyca. Marcin Wolski (felieton wygłoszony w Radiu Merkury) |