Chwała zwycięzcom


Z pewnym zdziwieniem przyjąłem informację, że Dziennikarzem Dwudziestolecia został redaktor Jerzy Baczyński z "Polityki". Zaskoczenie powoduje już sam fakt zaliczenia szefa "Polityki" do czołówki dziennikarstwa. W tym samym organie znalazłoby się z tuzin piór lepszych od niego. Rozumiem jednak, biorąc pod uwagę listę nominatów, że brano pod uwagę tylko rząd naczelnych (Primates). Rzeczywiście, Baczyński może być uznany za tego, kto jak Mojżesz przeprowadził tygodnik przez niespokojne morze Trzeciej Rzeczpospolitej, nie dokonując szczególnych wolt, wierny wiecznie żywym ideom Mieczysława F. Rakowskiego, standardom postępu i ideałom nowoczesnej lewicy.

Czy jednak nie było bardziej zasłużonych naczelnych? A Jerzy Urban, który pierwszy sprowadził polskie dziennikarstwo do rangi wychodka, a Tomasz Wołek, anty-Midas, który jakiego tytułu by dotknął, potrafił go w krótkim czasie unicestwić, a Adam Michnik - super demiurg, ideowy patron wojen polsko-polskich? Ale są i inni zacni kandydaci - ksiądz Boniecki, który zakonserwował "Tygodnik Powszechny" w kokonie niszowej gazetki z biegłością mumifikatorów ze starożytnego Egiptu, Marek Król, który stworzył medialne imperium "Wprost", potem je w sposób równie spektakularny utracił, a na koniec został wyrzucony nawet ze stanowiska felietonisty, czy Tomasz Lis, któremu wygrana należy się za sam wygląd (plus brak wdzięku i pretensjonalność). Nie wolno zapomnieć też o Andrzeju Urbańskim, najgorszym prezesie telewizji od czasu jej powstania.(Jedyny jego czyn warty zapamiętania to hodowla Lisów na Woronicza).

Najśmieszniejsze, że jeśli idzie o skuteczność w utrzymywaniu i rozwoju swego periodyku, Baczyński miałby rzeczywiście dwóch poważnych konkurentów - Tomasza Sakiewicza i o. Tadeusza Rydzyka. Ale ich przecież żadna kapituła, łącznie z kościelną, nie wzięłaby pod uwagę.

PS. To że Rosjanka wygrała Konkurs Chopinowski, uznaję za normalne. Tak już teraz będzie. Nasi wypróbowani sąsiedzi i najlepsi przyjaciele będą MUSIELI (jak w latach PRL-u) wygrywać na każdym polu (również bramkowym) i biada bokserowi, gdyby, w co wątpię, taki się znalazł, który chciałby posłać sojusznika na deski.


Marcin Wolski