Tu jest Polska!
Ściąłem się z moim kolegą, któremu nie podobały się okrzyki, dość często pojawiające się na patriotycznych demonstracjach: "Tu jest Polska". Twierdzi, że jest to nadużycie albo zawłaszczenie. Bo przecież Polska jest także gdzie indziej - w Sieradzu, na amerykańskim Greenpoincie czy w podwileńskich Solecznikach.
Jest, dodajmy także, na cmentarzu w Monte Cassino, na Rossie i łyczakowskiej nekropolii, i w Smoleńsku.
Ale przecież jedno nie wyklucza drugiego. Co zatem aż tak ubodło mojego kolegę? Podział na Polaków lepszych i gorszych, tych, co płakali po Papieżu i tych, co układali krzyż z puszek "zimnego lecha". Jednak za każdym razem to był ich wolny wybór. Mogli dołączyć.
Można powiedzieć, jak kiedyś Antoni Słonimski, "Jestem Polakiem, bo tak mi się podoba!" i można wołać "Tu jest Polska", jeśli żywi się takie przekonanie, jeśli podzielają je inni obok nas i jeśli oznacza to bezinteresowne poświęcenie i ryzyko. To tak jak podniesienie na polu bitwy sztandaru mimo braku dystynkcji chorążego, jak przejęcie przez majtka sterów statku, którego dowództwo poległo.
W historii naszego narodu prawie zawsze mniejszość musiała w chwilach dziejowych działać w imię większości. Tak było w powstaniach - najszlachetniejsi walczyli i ginęli, większość dekowała się, niektórzy kolaborowali.
Czy Leonidas w Termopilach, mimo że było z nim tylko 300 Spartan, miał prawo zawołać: "Tu jest Sparta", czy można było odmówić hasła "Tu jest Polska" strajkującym robotnikom Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r.? Patriotyzm nie rodzi się z nadania, nie ustala się go w referendum.
Odwrotnie, w obliczu zła i tragedii mamy prawo i obowiązek wołać np. 11 września 2011 r.: "Wszyscy jesteśmy nowojorczykami!" czy 10 kwietnia roku ubiegłego czuć się tak, jakbyśmy wszyscy byli pasażerami Tu-154. Tam była Polska!
Marcin Wolski
|