Ośmieszyć świętość


Jeszcze nie ucichły patetyczne tony z okazji beatyfikacji, a już rozległ się rechot wokół papieskich relikwii, które przybyły do ojczyzny. Wygląda na to, że diabeł, który opętał wielu naszych koryfeuszy, nie potrafi usiedzieć cicho i jeśli znudziły mu się żarty z "zimnego Lecha", może sobie przynajmniej pokpić z zęba papieża.

Naturalnie można nie wierzyć ani w Boga, ani w świętych (jak protestanci), ani nawet w poprawność polityczną, która w swoim pierwotnym sensie oznacza szacunek dla odmienności. Jednak istnieje coś więcej niż chamstwo, jest to głupota. Głupota polegająca na nieustannym prowokowaniu większości. Często milczącej, ale za to bezwzględnej. Przypomina to ujadanie ratlerka, który dopóty szczeka, dopóki jakiś pitbull nie załatwi go jednym kłapnięciem szczęki.

Usłyszałem też liczne głosy przeciwstawiające Kościół mądry i postępowy ciemnemu - ludowemu.

"Zamiast biegać z relikwiami, należy się wczytywać w papieskie nauczanie" - radził niejeden wynajęty mędrek, który pewnie sam nie był w życiu w kościele, sugerując, że święci i relikwie to zabobon, wstecznictwo, a dla nowoczesnego człowieka po prostu wstyd. "A to, że katolicka wiara zawiera >>świętych obcowanie<<, dowodzi tylko przestarzałości jej zasad " - twierdził.

Jego sprawa. Bo przecież nawet dla człowieka niewierzącego nieobojętny powinien być szacunek dla bliskich zmarłych, kultywowanie pamięci czy przechowywanie pamiątek po kimś szalenie drogim. Nie z powodu magii, ale potrzeby bliskości. W ilu rodzinach przechowuje się pukle włosów ukochanych, pierwsze mleczne ząbki dzieciaków, zasuszoną pępowinę. Czy więc to takie dziwne, że otacza się szacunkiem relikwię po kimś, kto był bliski dla milionów?

A co do cudów i porównywania ich z magią. Wystarczy zastanowienie - Imperium Zła nie przeminęło za sprawą voo-doo. Nikt nie nakłuwał szpileczkami woskowych miniaturek komunistycznych kacyków. Po prostu "człowiek w bieli" przybył na warszawski plac i poprosił o pomoc Ducha Świętego. Wystarczyło.


Marcin Wolski