O pożytku z niewiedzy

Niniejszym informuję, że jadę na wakacje. Nie biorę ze sobą laptopa. Nie będę walczył o dostęp do internetu ani oglądał polskiej telewizji. Od tego ostatniego zresztą skutecznie odzwyczajam się już w kraju.

Wiem że ominą mnie fascynujące spektakle - europejskie kino katastroficzne "Moje wielkie greckie reformowanie", western "Pojedynek na raporty" i coś fantastyczno-naukowego, polski odcinek "Z archiwum XYZ" pt. "Kto nam zbuduje autostrady?". Jako guest star minister Grabarczyk z koszem kwiatów wyrosłych w miejscu, gdzie miały przebiegać drogi ekspresowe.

Żeby było jasne - po raporcie rządowym wiele nie oczekuję - może zwolnią kogoś, kto przed startem zamiatał samolot TU-sk 154 lub pogrożą palcem jakiemuś trzeciorzędnemu doradcy. Co do innych odpowiedzialnych, czuję, że raczej awansują - szef BOR-u dostanie jeszcze jedną gwiazdkę, szef MON-u pójdzie na Marszałka Izby, a pan Arabski na ambasadora (z takim nazwiskiem najlepiej do Izraela).

Na prawdziwe dymisje był czas w ciągu 24 godzin po katastrofie, podobnie jak na decyzję, kto będzie prowadził śledztwo. Można się było poradzić Angeli albo pani Steinbach i dowiedzieć, że w sprawie tragedii pod Smoleńskiem nr 1 ówczesne władze niemieckie, mimo posiadania wszystkich dowodów w ręku, wolały powołać komisję międzynarodową ze Szwajcarem na czele, z udziałem polskich autorytetów z Generalnej Guberni.

Ale jak już powiedziałem, nie moja sprawa - biorę urlop!

Dwa tygodnie to niewiele czasu i teoretycznie wszystko się może zdarzyć - sondaże falują i niewykluczone, że pewnego dnia "zupa się wyleje", ale pewnie jeszcze nie pod moją nieobecność. Polityka polska przypomina telenowele, dużo się dzieje, ale akcja nie posuwa się ani o centymetr.

Chyba że kogoś jeszcze może interesować, w jakiej kolejnej partii odnajdzie się kobitka w czerwonym kubraczku? Albo co zrobi "szambiarz z Lublina", żeby zwrócić na siebie uwagę.

Reszta to statystyka - ilu dziennikarzy skażą na podstawie paragrafu 212, ilu blogerom nad ranem złoży wizytę ABW, ilu kiboli zostanie ukaranych z powodu niechęci do kibicowania rządowi?

Reszta przypomina anegdotę, którą opowiadano zwykle o Solskim, potem Foggu, wreszcie o Hance Bielickiej, ale nazwiska trzeba wymieniać.

W Egipcie odkopano mumię z czasów Starego Państwa. Odwinięto ją z bandaży, a mumia pyta - "Czy Nina Andrycz jeszcze gra?".

Mam nadzieję, że nie skażemy naszych wnuków, na sytuację, w której tekst będzie brzmieć: "Czy Platforma ciągle rządzi?".

Marcin Wolski