Atena w czarczafie
Za sprawą francuskiego odpowiednika naszej "Madamme Hall" z tamtejszych podręczników gimnazjalnych do historii znikają Ludwikowie i Napoleonowie, "niechlubne pamiątki monarchizmu i imperializmu", zamiast tego młodzież będzie wkuwać dzieje postępowych cesarzy chińskich oraz królów afrykańskich.
Argument uzasadniający potrzebę takiego kataklizmu: w szkołach jest już 30 proc. dzieci kolorowych i prezentowanie dumy i chwały Francji byłoby dla nich przykre i stresujące,
Z lewactwem dyskutować się nie da, choć przy odrobinie rozsądku najgłupszy nawet minister powinien wiedzieć, że to gość musi podporządkować się regułom domu, w którym chce zamieszkać. Dziecko emigranckie, chcąc się zintegrować i osiągnąć życiowy sukces, powinno znać lepiej historię swojej nowej ojczyzny niż zblazowany tubylec. A jak go to stresuje, niech wraca z rodzicami do siebie. O porażce multi-kulti mówią dziś wszyscy ważniejsi przywódcy zachodu. I co z tego? Nieboszczka Oriana Fallaci miała rację - Euroarabia coraz bliżej, tyle że stolicą światowego kalifatu będzie nie Rzym, lecz Paryż.
A co z tego wyniknie i jak będzie wyglądała rzeczywistość naszych wnuków i prawnuków, można się dowiedzieć, czytając program Bractwa Muzułmańskiego, przygotowującego się do przejęcia władzy w Egipcie.
Po pierwsze, zostaną zakazane stroje plażowe, po drugie, będzie wprowadzona całkowita prohibicja, a po trzecie, zabroni się zwiedzania zabytków z czasów przedislamskich, a piramidy i sfinks zostaną zasłonięte. Dobrze, że nie wysadzone w powietrze, jak to uczynili talibowie z posągami Buddy w Afganistanie.
Piękna perspektywa, siedzieć na dywaniku, o suchym pysku, (w przypadku kobiet w zasłonie na twarzy), dukając sury Koranu na przemian z dynastiami władców muzułmańskich, mając za oknem Notre Dame czy kościół Mariacki w pokrowcu.
Marcin Wolski