Gra w kulki

Coś jest na rzeczy - nawet największy zwolennik Platformy Obywatelskiej i Donalda Tuska nie zaprzeczy, że za koszmarnych czasów PiS-u mimo wszystko nie spadały samoloty, nie zabijano pracowników biur poselskich, nikt zdesperowany nie podpalał się pod kancelarią premiera, a kryzys nie pustoszył naszych portfeli. Więc jeśli nawet przyjmiemy taryfę ulgową i uznamy, że nie wszystkie wspomniane i niewspomniane nieszczęścia są wynikiem działań lub zaniechań "premiera wszystkich trampkarzy" (choć już nie kibiców!), pozostaje oczywista oczywistość - nasze Słońce Peru jest pechowcem czy - jak się mówi - Jonaszem, to znaczy przynosi pecha wszystkim dookoła. Najmniej sobie. Często przytaczany jest w podobnej sytuacji przykład króla Midasa, który czegokolwiek dotknął, zamieniało się w złoto, tu mamy najwyraźniej do czynienia z anty-Midasem, czego się tknie... po zapachu poznasz!

Oczywiście trudno czepiać się człowieka, który chce dobrze, ale ma pecha. Warto jednak przypomnieć Napoleona, który przed nominacją oficera na generała, a tym bardziej marszałka, zwykł pytać (i pewnie potem sprawdzać), czy kandydat ma szczęście. Pechowcy mieli przechlapane.

Stąd wniosek, żeby otaczać pechowców ochroną, sympatią, wsparciem, ale nie wybierać ich na stanowiska poważniejsze niż dozorca orlika, sprzedawca damskiej galanterii czy hodowca papryki. Za dużo nas to wszystkich kosztuje. Jest taka anegdota o trzech więźniach, z których każdy otrzymał od dyrekcji zakładu dwie lite kulki. Francuz szybko nauczył się nimi żonglować, Anglik wymyślił grę o skomplikowanych regułach i pasjonującym przebiegu. A Polak?... Jedną zgubił, a drugą zepsuł.

Istnieje podejrzenia, że znamy nazwisko tego Polaka. Stąd apel. Nie dawać mu tych kulek raz jeszcze!

Marcin Wolski