Nieco ponad rok temu powstał projekt polityczny (może raczej należałoby powiedzieć - projekcik) o nazwie Polska Jest Najważniejsza. Ambicją jego twórców, kolejnej fali wychodźców z PiS-u, było w moim rozumieniu, pomijając interpretacje spiskowe, zagospodarowanie środka sceny politycznej - zagarnięcie tych, którzy rozczarowani Platformą (a ich potencjalna rzesza wydawała się ogromna) nie byli gotowi poprzeć PiS-u pod przywództwem Kaczyńskiego w wersji hard. Chodziło o niemały odsetek tych, którzy uważają się za prawicę, którzy tak, a nie inaczej głosowali w drugiej turze wyborów itp.
Dlaczego się nie udało?
Wydaje mi się, że można mówić o czterech kardynalnych błędach:
1. W żadnym wypadku nie należało boksować się z PiS-em, a szczególnie z jego liderem. Jeśli różnić się, to ładnie i merytorycznie - nielojalność zawsze pachnie brzydko. Dlatego wypadało prezentować się jako pisory-soft, życzliwi wobec potencjalnych koalicji, otwarci, a zarazem mocno nawiązujący do spuścizny św. pamięci Prezydenta nie tylko nazwą. Jedynym celem ataku winno być PO, a rząd Tuska punktowany, testowany, piętnowany dzień w dzień, tydzień w tydzień, konsekwentnie, choć bez zapiekłości. Dodajmy - to mocne atakowanie PO dało głosy RPP, a jego brak zaszkodził SLD, odprawiającemu antykaczystowskie egzekwie nad Blidą!
2. Należało otworzyć się na wszelkie inicjatywy oddolne, przyjmować chętnych, stać się masową alternatywą dla biurokratycznych "starych partii", dać ludziom bawić się i cieszyć demokracją, prawyborami, wyzwolić aspiracje i łowić samorodne talenty. Nawet jeśli założycielom przybyłoby konkurencji, jako zawodowcy potrafiliby surfować na fali, a zresztą lepiej być niżej w ruchu, który wygrywa, niż wyżej w takim, który nie przekracza progu. Podobno rzecznikiem takiego otwarcia był Adam Bielan, który gdy wygrała wersja kadrowa - odszedł.
3. Nie posiadając charyzmatycznego lidera, należało od pierwszej chwili stworzyć kolektywne kierownictwo, ładnie podzielić się funkcjami, a nie wierzyć, że da się manipulować Czerwonym Kubraczkiem, który przy pierwszej okazji zdezerterował do Myśliwego o Wilczych Oczach, równie gładko jak dał się wyrzucić przez babcię.
4. Polityki nie da się prowadzić asekuracyjnie. Jeśli żadnego z brukselskich liderów nie było stać na rezygnację z eurosynekury i stanięcie w szranki krajowe - to o czym mowa? Nawet "szambiarz z Lublina" potrafił zrezygnować z diet i immunitetu.
Cudu nie było. Został wstyd i rozczarowanie. I może jakaś nauka dla innych, którzy próbują kolejnej ucieczki z PiS-owskiego peletonu. Najmilsi! Nie wchodźcie w buty Migalskiego ani tym bardziej w szpilki pani Kluzik!
Marcin Wolski
505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków
Layout i wykonanie: Wójcik A.E.