Nie zacieram rączek, patrząc na upadek telewizji publicznej. Nie cieszę się, słysząc o trudnościach finansowych i długach kolosa na Woronicza. (Swoją drogą nie pojmuję, jak firma tonąca w długach potrafi wyrzucać pieniądze na programy Lisa).
I nie powoduje mną jakiś szczególny sentyment do instytucji, z którą przeżyłem kilka lat tłustych i zdecydowanie więcej chudych, nie będę płakał, gdy znajdą się na bruku rodzinne klany (a pewnie nie znajdą) czy splatane biznesowo paczki.
Żal mi telewizji publicznej nie takiej, jaka jest, ale takiej, jaką mogłaby być, jaką być powinna. I jaką, da Bóg, kiedyś będzie.
Należy bowiem do instytucji, bez których państwo obejść się nie może - takich jak wojsko, policja, Opera i Muzeum Narodowe.
Tego nawet przy najbardziej liberalnym poglądzie na świat nie da się skomercjalizować. I nie jest to jakiś dogmat albo chciejstwo. Jeśli ma istnieć wspólnota narodowa, musi istnieć forma służąca jej przetrwaniu, zwłaszcza jeśli w coraz mniejszym stopniu spełnia to lub nie spełnia (zwłaszcza po holokauście wykonanym przez panią Hall) polska szkoła.
Ktoś musi dawać wzorce, uczyć piękna i dobra, wartości, mądrości, krytycyzmu i patriotyzmu. Ktoś musi promować ambitne sztuki polskich dramaturgów, wartościowe filmy, kulturalną rozrywkę, mądry, dociekliwy reportaż, historyczne widowisko
I nikt nie zrobi tego poza mediami publicznymi, uwolnionymi od przymusu ścigania się z komercją, bez reklam, bez fetyszu oglądalności, bez politycznych nacisków, a na pewno bez ręcznego sterowania.
Co prawda nadal oddalamy się od tego ideału, ale... Ziemia jest okrągła.
Może kiedy TVP sięgnie dna, będzie miała się od czego odbić.
Oczywiście z innym prezesem, inną Krajową Radą i innym rządem, bo ludzie, którzy mogą to zrobić, ciągle jeszcze są do znalezienia.
Marcin Wolski
505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków
Layout i wykonanie: Wójcik A.E.