Olbrzymia manifestacja w obronie telewizji "Trwam" i ten krótki moment, kiedy wydawało się, że PiS i SP ruszają ku jedności, przypomniały hasło, które powinno wisieć nad łóżkiem każdego polityka i sympatyka opcji patriotycznej "Nie ma wroga na prawicy!" - są najwyżej chwilowo pokłóceni.
Abstrahując od traumy prawicowego elektoratu, który czuje się jak dziecko podczas rozwodu rodziców, korzyści ze sporu zawsze wyciągają przeciwnicy, o czym mogli się ostatnio przekonać Robert Mazurek i Waldemar Łysiak.
Mazurek, wybitnie utalentowany felietonista, laureat "Złotej Ryby", pisząc przekorny artykuł, że za rok nie pójdzie na Krakowskie Przedmieście, chyba nie spodziewał się, że z twórcy ledwie tolerowanego stanie się nagle autorem mainstreamowym, cytowanym w nawet najbardziej nienawistnych mu mediach.
Przerażony ową popularnością, zaczął się gęsto tłumaczyć, na koniec oświadczył, że 10 kwietnia 2013 r. wybierze się do krypty na Wawel.
Waldemar Łysiak, jeden z najwybitniejszych mistrzów pióra, jaki kiedykolwiek stąpał i stąpa po polskiej ziemi, jest zarazem przykładem wykluczenia absolutnego. Nawet gdyby dostał najwyższe wyróżnienie (np. Nobla), nie ma co liczyć na to, że rodacy dowiedzą się o tym z salonowych mediów. Sądzę, że na wpływowych łamach nie zostałaby przyjęta nawet płatna reklama jego książek zgłoszona przez wydawcę. Jak w PRL-u obowiązywały stopnie niełaski - o pewnych pisarzach wolno było pisać: a) tylko po każdorazowej zgodzie cenzury, b) tylko źle i c) w żadnym kontekście - tak i dziś Waldemar znalazł się w ekskluzywnym gronie istot nieistniejących.
A przecież embargo natychmiast zostało uchylone, ledwie napisał ostry tekst oskarżający "Gazetę Polską" (z której gościnnych łamów jakiś czas temu znakomicie korzystał) i jej Naczelnego w szczególności o, delikatnie mówiąc, nieżyczliwość wobec "Uważam Rze". Hasło "Łysiak", zda się wyplenione do cna, zabłysło zaraz na stronach i portalach jak gwiazda zaranna. I nie jest to oczywiście przypadek.
Naszym adwersarzom brak jest autorytetów możliwych do szerszego zaakceptowania. Jedno krytyczne słowo Mazurka o "ludzie smoleńskim" to więcej, niż gdyby red. Paradowska et consortes opluła każdego z manifestantów z osobna, Sakiewicz potrącony przez Łysiaka to większy efekt niż rozjechanie całej redakcji przez "Agorę" i jej prawników.
Ma prawo Sakiewicz nie lubić redaktora Lisickiego i ma prawo Łysiak krytykować za to Sakiewicza. W dodatku, gdy przyświeca mu szlachetna idea zgody na prawicy. Ale czy tak trudno było przewidzieć zacieranie łapek wszystkich naszych wspólnych wrogów? Osobiście cenię i lubię wszystkich trzech wyżej wymienionych, a doliczając Mazurka - czterech. Co więcej, jestem przekonany, że w swoich działaniach kierują się uczciwością, dobrem Polski i wartościami konserwatywno-patriotycznymi.
A że ciągle wychodzi, jak wyszło?
Można tylko zacytować nieśmiertelnego Wyspiańskiego "A to Polska właśnie!".
Marcin Wolski
505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków
Layout i wykonanie: Wójcik A.E.