"Wojna światów" to najlepsza historia zimnej wojny, jaką zdarzyło mi się czytać
Piotr Skórzyński, pisarz, publicysta i działacz opozycyjny, decydując się 3 czerwca 2008 r. na krok samobójczy, zlikwidował wcześniej dzieło swojego życia, niszcząc rękopisy i pliki w komputerze. Paradoksalnie realizował w ten sposób werdykt swojego przeciwnika: "Ty nie istniejesz!", który Adam Michnik stosował wobec wielu.
Aliści "rękopisy nie płoną", a twarde dyski nie giną. Dzięki żonie Joannie Waliszewskiej udało się odzyskać pracę Skórzyńskiego. I dziś dysponujemy "Wojną światów", najlepszą historią zimnej wojny, jaką zdarzyło mi się czytać.
Najważniejsze, że unika ona równej odpowiedzialności za ponad 40--letni konflikt między Zachodem a Związkiem Sowieckim. O żadnej symetrii nie było mowy, z jednej strony był zdezorientowany obóz państw demokratycznych, od pewnego momentu zdecydowany się bronić, z drugiej - agresywne mocarstwo, używające ideologii komunistycznej jako oręża, gotowe do agresji, aby w ostatecznym finale "związek nasz bratni ogarnął ludzki ród".
Skórzyński przytacza mało znaną opowieść Mikojana o naradzie na Kremlu 15 maja 1945 r., kiedy Stalin rozważał natychmiastowy atak na nieprzygotowaną i wycieńczoną wojną Europę. Po drugiej stronie podobne działania nie były brane pod uwagę, a krótki okres hegemonii nuklearnej pozostał niewykorzystany. Dopiero w 1947 r., już po przemówieniu Churchilla w Fulton, została sformułowana "doktryna Trumana" i ruszył plan Marshalla, stawiający na nogi gospodarkę Europy Zachodniej. Nie zmienia to faktu, że USA pozostały całe dekady stroną defensywną, mimo ewidentnych sukcesów, jak przetrzymanie blokady Berlina w 1948 r. czy połowiczny sukces w wojnie koreańskiej. Przez ponad trzy dekady stan posiadania komunizmu zwiększył się - brak pomocy amerykańskiej przesądził o zwycięstwie Mao nad Czang Kaj-szekiem w Chinach. Komunizm zainstalował się na Kubie, lata 60. to mocne wejście Rosji do Afryki przypieczętowane już w latach 70. rewoltami w Angoli i Mozambiku, wreszcie w Etiopii. W latach 70. opanowane zostały Indochiny.
Pierwsza zapowiedź porażki to symboliczne odbicie maleńkiej Grenady. Dzieło Reagana, pierwszego prezydenta USA, który w konflikcie z Imperium Zła przeszedł do ofensywy.
Zasługą Skórzyńskiego jest ujawnienie podszewki zimnej wojny, rozmiarów sowieckiej agentury w krajach wolnego świata, potęgi blefu, sukcesów komunistycznej propagandy, często powielanej przez agentów wpływu. Słabsi ekonomicznie, a często militarnie Sowieci rekompensowali swoje niedostatki kradzieżą technologii, działalnością rozmaitych użytecznych idiotów, agentów wpływów, skorumpowanych polityków. Bez długiego ramienia Kremla niemożliwe byłyby rozmaite postępowe rewolucje, kontrkulturowy bunt lat 60. i terroryzm lat 70. Mimo braku kropek nad "i" o dokładne zbadanie aż prosi się dwuznaczna rola Henry'ego Kissingera czy rozgrywanie na korzyść Rosji tendencji w Kościele katolickim, zwłaszcza wokół II Soboru Watykańskiego.
"Zimna wojna była konfrontacją totalną. Obejmowała wszystkie aspekty życia, od wojska, przez sport, do obyczajów. Przede wszystkim była jednak konfrontacją filozoficzną" - pisze Skórzyński. Sowieci przegrali ją dzięki niewydolności systemu, rosnącym kosztom globalnej rywalizacji i bankructwu ideologii. Starczyło determinacji Reagana, inspiracji papieża Jana Pawła II i buntu polskich robotników w sierpniu 1981 r., by gmach kłamstwa i zniewolenia zatrząsł się w posadach, a próby jego naprawienia (przez Gorbaczowa) tylko przyspieszyły upadek. A że Zachód nie wykorzystał owego łatwego zwycięstwa i powrót zimnej wojny tym razem w formie zwykłej rywalizacji mocarstw z każdym miesiącem staje się coraz bardziej możliwy, to już temat na zupełnie inną pracę. Szkoda, że nie napisze jej Piotr Skórzyński.
505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków
Layout i wykonanie: Wójcik A.E.