Chciałbym się mylić w swoich kasandrycznych koncepcjach. Niestety, co jakiś czas udaje mi się trafić. Tak jak w przypadku zamachu na braci Kaczyńskich, o którym pisałem w 2007 r. w "Nobliście"... Notabene Pan Prezydent osobiście zaszczycił wtedy moją promocję. Razem z ministrem Władysławem Stasiakiem. Dlatego myśląc o przyszłości, odczuwam głęboki niepokój. Świat zmierza do jakiegoś przesilenia, które, obawiam się, będzie bolesne, nawet jeśli nie skończy się totalnym końcem świata zapowiadanym przez proroctwo św. Malachiasza czy przewidywania Majów.
Można co najwyżej domniemywać, jak wielka będzie skala oraz w jakim stopniu nas dotknie. Prorocy w rodzaju księdza Klimuszki twierdzili, że wyjdziemy z tego obronną ręką. Dałby Bóg! Z resztą świata gorzej.
Ostatnie miesiące dowodzą, że Zachód utracił możliwość samonaprawy. Jeśli środkami ratunkowymi ma być to, co spowodowało zapaść, czyli więcej socjalizmu, to można tylko się modlić za Greków, Francuzów czy Włochów.
Zdegenerowana demokracja medialna nie jest w stanie wyłonić ani przywódców, ani programów działań na miarę wyzwań. Nie wyobrażam sobie pojawiania się nowego Reagana, nowej Thatcher... Społeczeństwa są dziś w stanie wyłaniać jedynie biuralistów (np. Hollande) lub pajaców (Berlusconi).
Tymczasem radykalne rozwiązania - w rodzaju rezygnacji z państwa socjalnego - koniec dopłat, zasiłków, ratowania banków itp., wracamy do czystego dzikiego kapitalizmu, wspieranego jedynie darmową zupą i przykościelnym schroniskiem, może narzucić wyłącznie dyktatura. A powstanie takiej umożliwia wyłącznie wojna albo rewolucja lub przynajmniej uświadomienie sobie nadzwyczajnego zagrożenia, a na to się nie zanosi.
Ogłoszenie przez fachowców, że w przyszłym tygodniu będzie "koniec świata", wywołałoby najwyżej protesty uliczne i żądanie od trybunału w Strasburgu uznania "końca świata" za sprzecznego z prawami człowieka...
Ale może się mylę, może jeszcze tym razem uda się zasypać dziury górą pustego pieniądza, kreatywna księgowość poprawi ratingi, pomogą Chińczycy (nie za darmo)...
Tyle że odroczenie kłopotów nie oznacza ich zniknięcia. A przeciwnie, jak w totku - przyszłą kumulację.
Ale na razie, jak pisał Pierre Beaumarchais przed rewolucją francuską, "Bawmy się, kto wie, czy ten świat potrwa trzy tygodnie!".
Nie potrwał.
505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków
Layout i wykonanie: Wójcik A.E.