Śmierć Andrzeja Łapickiego ("pierwszego amanta polskiej sceny" - jak mówiono, chociaż najlepsze kreacje stworzył, grając przeciwko swoim warunkom, np. Afraniusza w "Piłacie i innych" według Bułhakowa) uświadomiła mi, że oto odszedł przedostatni z grupy "autorytetów moralnych", które po okrągłym stole znalazły się w "parlamencie kontraktowym". Znamienna sprawa, że żaden z nich nie odegrał tam znaczącej roli, a często w ogóle żadnej. Nie zabierał głosu, nie zgłaszał interpelacji, choć wokół działy się rzeczy znaczące: upadały całe branże gospodarki, kultura pogrążała się w zapaści, ludzie tracili grunt pod nogami i punkty oparcia w głowie, stojące przed Polską wyzwania wymagały wielkich wizji. Jakoś nie korciła ich rola Katona, Desmoulinsa czy choćby Kisielewskiego. Jeśli zabierał publicznie głos Andrzej Szczypiorski (zarejestrowany jako TW "Mirek"), to jedynie po to, aby poprawić swoją własną pozycję rynkową.
O ile z okresu "karnawału Solidarności" pozostały w pamięci wspaniałe głosy Holoubka, Małcużyńskiego czy Osmańczyka rozbrzmiewające w gmachu przy Wiejskiej, o tyle podobnych wystąpień w latach 1989-1990 zabrakło. Że były możliwe, dowodzi działalność "trojki prawicowych muszkieterów" - Łopuszańskiego, Marka Jurka i Niesiołowskiego, odważnie występujących przeciwko stadu podążającemu tam, gdzie prowadzili je Michnik, Balcerowicz i "pierwszy niekomunistyczny premier".
Dlaczego nie znaleźli dla siebie miejsca - większość z nich zrezygnowała zresztą wkrótce z polityki - dali się wtłoczyć do redyku pędzonego przez "Największą Gazetę od Łaby do Władywostoku"? Mogli tworzyć legendę równą tej opromieniającej Sejm Czteroletni - Wielki, choć składający się też w przeważającej części z ludzi małych, skorumpowanych, bojaźliwych i uwikłanych, a jednak razem zdolnych do rzeczy epokowych.
Nasi idole poddali się obowiązującym trendom - destrukcji mitu Solidarności, reanimacji lewej nogi i obronie Polaków przed "demonami polskości". Może jestem dla nich za surowy, może przynajmniej niektórzy z nich, np. właśnie pan Andrzej, widzieli, co się dzieje, i choć zabrakło im odwagi, aby głośno krzyczeć, wybrali jeden ze sposobów na zachowanie resztek własnej godności - milczenie.
505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków
Layout i wykonanie: Wójcik A.E.