Establishment Trzeciej RP ma to do siebie, że kreuje sztuczne autorytety, a poniża autentyczne
Skrajną poprawnością polityczną jest decyzja Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie o nadaniu doktoratu honoris causa szefowi "Gazety Wyborczej". Nie dziwi postawa protestujących przeciwko temu wykładowców uniwersyteckich. Jako syn nieżyjącego pracownika naukowego tejże uczelni, protest ten w pełni popieram. Jeżeli w chwili nadania doktoratu, czyli 17 listopada br. o g. 11.00, będzie pikieta pod uniwersytetem, to wezmę w niej udział, tak jak w pikiecie pod KUL przeciwko nadaniu doktoratu h.c. Wiktorowi Juszczence. Przypomnę, że właśnie dlatego oddałem redakcji "Tygodnika Powszechnego" Medal św. Jerzego, aby moich poglądów i działalności społecznej w żaden sposób nie łączono z poglądami i działalnością polityczną Adama Michnika. Przy okazji podziwiam odwagę sygnatariuszy wspomnianego protestu, gdyż z pewnością zostaną zaatakowani przez krakowski establishment.
Warto w tym miejscu dodać, że korzenie Uniwersytetu Pedagogicznego sięgają 1946 r., kiedy to władze komunistyczne w "reakcyjnym" Krakowie powołały do życia Wyższą Szkołę Pedagogiczna, mającą być przeciwwagą dla równie "reakcyjnego" Uniwersytetu Jagiellońskiego. Uczelnia była rzeczywiście upolityczniona, a na niektórych jej wydziałach studiowało wielu aktywistów partyjnych, wojskowych oficerów politycznych, a nawet esbeków. Mimo to wśród wykładowców znajdowało się duże grono porządnych ludzi, którzy przyszłym nauczycielom przekazywali rzetelną wiedzę. Spotykani przeze mnie absolwenci dawnej WSP, rozsiani po wiejskich i małomiasteczkowych szkołach, większość swoich profesorów wspominają dobrze.
Upolitycznienie WSP na niewiele się zdało. Gdy bowiem powstała "Solidarność" i NSZ, pracownicy i studenci szybko zapełnili szeregi owych organizacji. Z kolei z chwilą ogłoszenia stanu wojennego znaczna część członków PZPR oddała swoje legitymacje partyjne, np. w jednym z instytutów na 44 członków zrobiło to 41 osób. Pozytywne zmiany nastąpiły po 1989 r., zwłaszcza za rządów solidarnościowego rektora, prof. Zenona Urygi i jego następcy, prof. Feliksa Kiryka. Uczelnia przekształciła się w Akademię Pedagogiczną, a rok temu w Uniwersytet Pedagogiczny. Wyrazem pozytywnych zmian były też doktoraty honoris causa przyznawane wybitnym profesorom.
Co do doktoratu dla Michnika, to nietrudno sobie wyobrazić, w jakiej atmosferze będzie on wręczany. Pikieta z transparentami przed wejściem głównym (chyba pierwsza w historii tej uczelni), grupy tajniaków z ABW inwigilujące uczestników protestu oraz dziennikarze "GW" fotografujący każdą twarz, aby później w sążnistych artykułach komentować, kto przyszedł, a kto nie, kto klaskał, kto się uśmiechał, a kto krzywił. I po co to wszystko nowo powstałemu uniwersytetowi? Czy w ten sposób wzrośnie jego prestiż w Krakowie, w którym jak grzyby po deszczu wyrastają kolejne uniwersytety? Czy przybędzie mu w przyszłym roku studentów na pierwszym roku? Moim zdaniem nie. Wcześniej czy później odbije się to na uczelni. Parę lat temu podobne kontrowersje obserwowałem w czasie wręczania Michnikowi wspomnianego Medalu św. Jerzego. Większość poprzednich laureatów nie przyszła na tę uroczystość, wyrażając w ten sposób swoją dezaprobatę. Z kolei wielu zaproszonych gości, choć publicznie mocno biło brawo, to jednak w kuluarach na nowo pasowanym "kawalerze" (było to tuż po wybuchu afery Rywina) nie zostawiło suchej nitki. Wazelina i hipokryzja do kwadratu. Nawiasem mówiąc, to poprzez upolitycznione nominacje medal ten tak się zdewaluował. A szkoda, bo pomysł doceniania ludzi, którzy w bezinteresowny sposób walczą ze "smokami", był naprawdę dobry.
Taką osobą, która od wielu lat walczy ze "smokiem" społecznej znieczulicy, jest Anna Dymna. Jakim byłaby świetnym kandydatem do tytułu doktora h.c. UP! Jednak zamiast akademickich laurów dostała ostatnio pałką po głowie. Cios ten zadała jej "Polityka". Tygodnika tego nie czytam ze względu na jego komunistyczne korzenie, ale sięgnąłem po niego ze względu na tekst o "Dolinie Słońca", czyli ośrodku dla osób niepełnosprawnych, budowanym przez Dymną na terenie Fundacji im. Brata Alberta w Radwanowicach. Tekst ten to paszkwil rodem z PRL. Aż dziw bierze, że tyle kłamstw i złośliwości mogło się w nim zmieścić. Z artykułu przebija ogromna niechęć (spowodowana chyba zazdrością) do organizacji pozarządowych. O co w tym wszystkim chodzi? Jak mówi stare powiedzenie, gdy nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. A ściślej mówiąc, o 1-procentowe odpisy, których Fundacja Anny Dymnej "Mimo Wszystko" zebrała wiele na potrzeby budowy. Najbardziej jednak dziwię się tzw. autorytetom wypowiadającym się w tym artykule i atakującym owe dzieło na wszystkie możliwe sposoby. Ale - uwaga! - osoby te nigdy nie były w Radwanowicach i nigdy nie rozmawiały z władzami obu fundacji ani z ich podopiecznymi. Co za obrzydliwa manipulacja! W całej tej rozgrywce o pieniądze najbardziej cierpią osoby niepełnosprawne, dla których Radwanowice są autentycznym domem. Ale nimi tzw. autorytety mało się przejmują.
I na koniec trochę optymizmu: bardzo się cieszę z decyzji o budowie w Parku Jordana w Krakowie pomnika płk. Ryszarda Kuklińskiego.
Zapraszam na prelekcję o Kresach, którą wygłoszę 16 bm. o g. 15.30 na Wydziale Pedagogiczno-Artystyczny UAM w Kaliszu, ul. Nowy Świat 28.
ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski