Ze wzgórza pod Krakowem Ku zaskoczeniu całego świata głową państwa w środku Ameryki Południowej został duchowny, i to bardzo radykalny Opisywany przeze mnie w ostatnim felietonie wielki eksperyment społeczny tzw. redukcji jezuickich pozostawił trwały ślad w pracy duszpasterskiej Kościoła południowoamerykańskiego. Szczególnie widać to w działalności dwóch współczesnych biskupów. Pierwszym z nich jest Joaquín Batllevell PiEa. Urodził się w 1930 r. w Hiszpanii. Po wyemigrowaniu do Argentyny wstąpił do zakonu jezuitów. Przez lata pracował w kilku parafiach w Paragwaju, gdzie zetknął się z ludzką biedą. Już wówczas objawił się jako człowiek niepokorny wobec władz państwowych, na których czele stał prezydent - dyktator Alfredo Stroessner (syn niemieckiego osadnika i Indianki), znany z sympatii do nazistów. W 1986 r. PiEa został biskupem diecezji Puerto Iguazú w Argentynie (na terenie prowincji Misiones, w której zakładane były wspomniane redukcje). Nawiasem mówiąc, jest to teren, na którym w ubiegłym wieku osiedliło się wielu polskich emigrantów. Jako biskup PiEa był gorliwym duszpasterzem, ale bardzo krytycznym wobec rządów państwowych. Szczególnie nie mógł się pogodzić z panującą na terenie diecezji niesprawiedliwością społeczną i samowolą władzy, a zwłaszcza z wszechobecną korupcją. W jednym z wywiadów powiedział: "Być pomocnym dla moich braci to moja przyszłość jako kapłana i biskupa". Dodał także: "Musieliśmy bronić wolności, godności, demokracji i praw człowieka. To było moje zadanie, i to wszystko". W działalność społeczną zaangażował się do tego stopnia, że zainicjował powstanie koalicji obywatelskiej, która w 2006 r. wygrała z dużą przewagą lokalne wybory w prowincji i nie dopuściła do reelekcji dotychczasowego gubernatora, silnie popieranego przez prezydenta Nestora Kirchnera. Był to silny cios dla tego ostatniego, a zarazem wygrana Kościoła, który po raz kolejny pokazał swoją siłę. Do zwycięstwa ogromnie przyczynił się prestiż, jakim bp PiEa cieszył się wśród wiernych. Z tego też powodu namawiano go, by głębiej zaangażował się w politykę, także krajową. Nie dał się jednak namówić, gdyż uważał, że dalsze działanie tego typu powinno leżeć w rękach wyłącznie ludzi świeckich. W innym z wywiadów mówił: "inicjowanie - tak, kierowanie partią - nie". Przeszedł na emeryturę. W czasie diecezjalnej pielgrzymki do sanktuarium koło Posadas, w której uczestniczyłem trzy tygodnie temu, mogłem się przekonać, że jest on jednak nadal duchowym przywódcą swojej społeczności. O wiele dalej w swojej działalności poszedł drugi z biskupów, Fernando Lugo z Paragwaju. Urodził się w 1951 r. w rodzinie mocno zaangażowanej w opozycyjną działalność polityczną. Pod wpływem osobistych przeżyć z czasów młodości, wbrew woli rodziców wstąpił do zakonu ojców werbistów, zajmujących się pracą misyjną. Po otrzymaniu święceń kapłańskich wyjechał na misje do Ekwadoru, gdzie pracował wśród ludzi biednych. Przez kilka lat studiował w Rzymie. Po powrocie do kraju został biskupem jednej z najuboższych diecezji. Zasłynął tutaj z działalności charytatywnej, dzięki której otrzymał przydomek "biskup ubogich". Zaangażował się także w sprawy polityczne, zmierzające do przełamania monopolu rządzącej partii Colorado. Partia ta od II wojny światowej, także za czasów wspomnianego Stroessnera, niepodzielnie rządziła krajem, tolerując różne patologie. takie jak biurokracja, korupcja, wyzysk chłopów czy przemyt, z którego żyły rozbudowane gangi. Te z kolei zjawiska doprowadzały do jeszcze większej nierówności społecznej oraz masowej emigracji mieszkańców do krajów ościennych. Wobec tych zjawisk bp Lugo stanął na czele Patriotycznego Sojuszu na rzecz Zmiany, będącego koalicją partii i stowarzyszeń opozycyjnych. W 2008 r. został zgłoszony jako kandydat tej formacji w wyborach prezydenckich. Wygrał je dzięki swojej charyzmie i powszechnej woli zmian, a także ze względu na poparcie wielu środowisk kościelnych. W ten sposób partia Colorado została odsunięta od władzy po przeszło 60 latach niepodzielnych rządów. Był to autentyczny przełom w dziejach tego kraju. Lugo, po przeniesieniu go przez Watykan do stanu świeckiego, zapoczątkował zmiany społeczne. Do najważniejszych zaliczyć należy walkę z biurokracją w administracji państwowej, likwidację fikcyjnych etatów i utworzenie urzędów antykorupcyjnych, a także reformy w policji, z której zwolniono wielu zdemoralizowanych funkcjonariuszy. Doprowadził do reformy szpitali, wprowadzenia powszechnego ubezpieczenia, budowy mieszkań dla Indian i zakupu ziemi dla biednych rodzin. Ze spraw zagranicznych należy wymienić kroki w celu renegocjacji umowy energetycznej z Brazylią, z którą Paragwaj posiada wspólną wielką elektrownię wodną na rzece Parana, a także projekt nowych przejść granicznych z Boliwią i Argentyną oraz ugodę z tym ostatnim krajem w sprawie konfliktu granicznego na rzece Pilcomayo. Działania te, szczególnie w dziedzinie społecznej i ekonomicznej, spotykają się z ogromną opozycją dawnej partii władzy. Przykładem tego jest zablokowanie przez parlament wprowadzenia podatku od wynagrodzeń. Prezydent jest przy tym niemiłosiernie atakowany przez media, które w większości znajdują się w rękach oligarchów. Jego ogromnym problemem osobistym jest postępująca choroba nowotworowa. Należy wierzyć, że pokona ją, tak jak przełamuje przeżarte "rakiem niegodziwości" struktury swojej ojczyzny. W obu sprawach należy życzyć mu powodzenia. ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski |