Tekst alternatywny

„Coś w rodzaju domu publicznego, zainstalowanego w kaplicy”

„Coś w rodzaju domu publicznego, zainstalowanego w kaplicy”

Drugiego marca 1855 r. w Sankt Petersburgu umarł car Mikołaj I. To znaczy, oficjalnie umarł, bo historycy o orientacji zwanej spiskową lubią powtarzać, że ktoś mu w tym umieraniu pomógł, bądź też że car sam się otruł. Trwała wtedy wojna krymska i po jej przebiegu widać było że Rosja skazana jest na klęskę, a dla takiego autokraty jak Mikołaj podpisanie pokoju na warunkach narzuconych przez Wielką Brytanię i Francję było nie do pomyślenia, więc całkiem być może, że postanowił przerzucić obowiązek złożenia podpisu na swojego syna.

W Londynie w dzień śmierci Mikołaja I grano na Nothingham sztukę „Łucja z Lamermooru”. Kurtyna zapadła po pierwszym akcie i pojawił się przed nią aktor, który odczytał depeszę o zgonie. Publiczność zaczęła krzyczeć: „Hip! Hip! Hura!”, klaskać i w inny sposób okazywać swoją radość…

Te zdania o reakcji Brytyjczyków na wiadomość o śmierci cara wynotowałem sobie z książki Stanisława Cata-Mackiewicza „Był bal”; pięknego zbioru esejów, układającego się w literacko-historyczną panoramę Europy wieku XIX. Z tego też zbioru pochodzi tytuł mojego drobnego tekściku. Cat użył sformułowania o domu publicznym opisując, jak to w duszy Adama Mickiewicza zagnieździł się niejaki Towiański, niewątpliwy agent rosyjski. Towiański wydalony został z Francji w 1842 r. pod zarzutami agenturalnymi właśnie. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Bronisław Komorowski, który też zagnieździł się w duszach wielu wybitnych polskich twórców (przy czym nie mam na myśli jakiegoś Karolaka tylko np. Krzysztofa Pendereckiego) wydalony został z Pałacu Prezydenckiego 24 maja 2015 r. Bez zarzutów o agenturalność. Przynajmniej na razie. Zainstalował się w tej „kaplicy” demokratycznej Polski na niejasnych zasadach w 2010 r. No i teraz instalacja straciła ważność.

Dużo mamy dzisiaj takich „Hip! Hip! Hura!”, głównie w internecie. Natomiast media mainstreamowe na razie dochodzą jeszcze do siebie po doznanym szoku. Przyznać trzeba, że ciekawe głosy dobywają się nawet z dość nieoczekiwanych stron: i tak stary komuch z Ordynackiej, towarzysz Czarzasty, doradza publicznie współpracownikom Komorowskiego żeby szukali innej pracy. Takiemu na przykład towarzyszowi profesorowi Nałęczowi radzi, by wziął się teraz za nauczanie historii. Z jednej strony to jest dobry pomysł, żeby tow. prof. został odsunięty od pełnienia ważnych państwowych funkcji, ale z drugiej – strach pomyśleć, co wyrośnie z wyedukowanej przez niego młodzieży.

Dobrze, że nowej pracy będą musieli szukać tow. prof. Nałęcz, prof. Roman Kuźniar, czy „walterowiec” Jan Lityński. Tylko Henryka Wujca mi szkoda, mimo że pamiętam jak się gimnastykował werbalnie w śniadaniach politycznych radiowej Trójki. Wujec miał piękną, solidarnościową biografię. Zafajdał ją.

To trochę taka sytuacja, jaką Kisiel podsumował krótko po obejrzeniu ekranizacji „Popiołów” Żeromskiego dokonanej przez Andrzeja Wajdę, późniejszego wielbiciela Bronisława Komorowskiego: Wajda zawajdał. Ale tak to bywa, kiedy wchodzi się do Pałacu Prezydenckiego, który przerobiono na coś, co jest w tytule. Po co Panu było pakować się w takie towarzystwo, Panie Henryku?

Tomasz Kowalczyk

Tomasz_Kowalczyk_small