Tekst alternatywny

[Cykl artykułów o Julianie Ursynie Niemcewiczu]

Cykl artykułów o Julianie Ursynie Niemcewiczu

Człowiek – Polska. Rozpad po ekstazie

Ponieważ szlachta uważała w większości, że „nie rządem Polska stoi, ale wolnością szlachecką”, nie wszystkim spodobało się wprowadzenie zwartej, porządkującej ustrój konstytucji. Julian Ursyn Niemcewicz podsumował to po latach wierszem: „I my sami byliśmy nieszczęść naszych winą, gnijąc w zbytkach, w lenistwie i w biesiad zwyczaju. Myśleliśmy o sobie, a nigdy o kraju”. Trochę to niesprawiedliwe, czego Niemcewicz najlepszym przykładem, ale nie tylko przekupni magnaci, lecz i znaczna część prostej (a często prostackiej) szlachty zwróciła się przeciw trzeciomajowej ustawie.

Szczęsny Potocki do spółki z hetmanem Rzewuskim knuli, jak by konstytucję obalić. Dołączyli inni: Ożarowski, Kossakowski, Czetwertyński, Hulewicz i wielu pomniejszych. Przeciwko jawnym zdrajcom, układającym się z carycą Katarzyną, Julian wygłosił potężną przemowę w sejmie 27 stycznia 1792 r. Nie pomogło. Caryca, mając już na biurku traktat pokojowy z Turcją z wielką radością przyjęła list od Potockiego i Rzewuskiego, zawierający m.in. następujące słowa: „Naród polski skonfederowany wzywa Cię jako Boga przyjaznego wolności i wzywa o jej obronę…”. 27 kwietnia w Petersburgu zawiązał się magnacki spisek pod patronatem Katarzyny, ogłoszony oficjalnie pod nazwą konfederacji targowickiej w nocy z 18 na 19 maja. Ignacy Potocki, w obliczu narastającego niebezpieczeństwa ze strony Rosji pojechał do Prus, by egzekwować warunki przymierza.  Król Fryderyk zbył go, mówiąc dobrotliwie: „Okoliczności się zmieniły”. Miał już w swoich papierach tajny układ z carycą, przewidujący drugi rozbiór Polski. 29 maja Sejm Czteroletni zakończył obrady. Nikt nie przypuszczał wtedy, że był to ostatni sejm wolnej Rzeczypospolitej.

Wybuchła wojna z Rosją. Na mocy konstytucji w warunkach wojennych cała władza spoczywała w rękach króla – od czasów Kazimierza Wielkiego żaden polski monarcha nie dysponował takimi prerogatywami. Ale bojaźliwy Stanisław August nie potrafił z nich skorzystać. Kluczył, wymigiwał się. Niemcewicz dotarł do obozu księcia Józefa Poniatowskiego, bratanka króla. Książę bił się dzielnie, lecz ciągle się cofał w myśl królewskich rozkazów. Julian w mundurze majora przyjechał do Kuniowa, gdzie spotkał  znajomego sprzed lat – Tadeusza Kościuszkę. Pozostał przy nim, bowiem Kościuszko po swoich amerykańskich doświadczeniach traktował wojnę bardzo poważnie (za jego plecami nazywano go pastorem), a Józef się nią bawił. Tak czy siak, wszystko poszło na marne: mimo zwycięstw pod Zieleńcami i Dubienką nie wykorzystano pełnego potencjału odrodzonej polskiej armii. 26 lipca król zdecydował o poddaniu się Rosji, po czym przystąpił do konfederacji targowickiej. Nie on jeden. Hugo Kołłątaj, dotąd czołowy jakobin, również zgłosił swój akces (po czym uciekł z Warszawy), a parę lat później, po śmierci króla, sponiewierał go za przystąpienie do Targowicy. Mimo, że sam go do takiego kroku namówił.

Efektem przegranej (a w gruncie rzeczy zaniechanej) wojny z Rosją był drugi rozbiór Rzeczypospolitej. Najbardziej (proporcjonalnie) obłowiły się na nim Prusy, Rosja mniej, a Austria wcale, ponieważ prowadziła właśnie wojnę ze zrewolucjonizowaną Francją. Z Austrią w ogóle zawsze było jakoś dziwnie: jedni mówili że Austria polskie ziemie brała, ale płakała, a inni, że płakała, ale brała. Potężne niegdyś mocarstwo polsko-litewskie stało się małym państewkiem kadłubowym o ośmiu milionach ludności, w którym przywracano przedkonstytucyjny ustrój, czy raczej rozstrój. Niemcewicz po powrocie do Warszawy zorientował się, że wyznaczony przez niego na zastępcę redaktor Szymański wypisuje w „Gazecie…” pieśni pochwalne ku czci Targowicy (co zresztą nie pomogło, bo tytuł wkrótce zamknięto). Podobnie jak Ignacy Potocki i Małachowski podjął decyzję o emigracji. Wyjechał do Lipska. Wędrując po krajach niemieckich oraz Italii pisał: „Czemóż nieba nie raczą bohatera wskazać, coby śmiał kraj uwolnić i wstyd jego zmazać?”. Ostatecznie Kościuszko podjął się dokonania insurekcji. Rewelacyjna ta wieść dopadła Niemcewicza w Rzymie. Niezwłocznie przybył do Krakowa i odtąd stał się cieniem Naczelnika. Po rozgromieniu Rosjan w bitwie pod Racławicami miał powiedzieć z zadowoleniem: „No, nareszcie po stu kilkunastu latach usiekliśmy kogoś w bitwie, a nie w karczmie!”.

Niestety, mimo świetnego dowodzenia Kościuszki insurekcja upadła. Nie dało się sprostać dwóm wrogom na raz – Rosji i Prusom. Tyle, że lud warszawski zdążył jeszcze powiesić kilku targowiczan. 10 października 1794 r., po przegranej bitwie pod Maciejowicami Naczelnik i Niemcewicz, obaj ranni, trafili do niewoli rosyjskiej. Zamknięto ich w Twierdzy Pietropawłowskiej. 24 października 1795 r. podpisano trzeci rozbiór i Rzeczypospolita zniknęła z mapy Europy (tym razem Austrii udało się, zagarnęła najludniejsze tereny południowej Polski). Król Stanisław August Poniatowski złożył także swój podpis pod aktem. Nie musiał. Podpisując rozbiory, pierwszy i drugi, przynajmniej ratował to, co jeszcze pozostało. Tym razem działał już na swoją osobistą korzyść – w zamian za abdykację caryca spłaciła jego kolosalne długi. Zmarł w Petersburgu 12 lutego 1798 r. w wieku 66 lat – jedno z najdłuższych panowań w historii Polski (31 lat) i najbardziej nieszczęśliwe. Monarchowie ustalili, że imię Rzeczypospolitej nigdy nie ma być już wymieniane, tak jakby nigdy jej nie było. Ale już po kilkunastu latach car Aleksander I zdecydował się powołać do istnienia Królestwo Polskie, wprawdzie uzależniony od Rosji byt państwowy, jednak posiadający pewną suwerenność – coś jak w XX w. PRL. Tymczasem Niemcewicz w dniu 17 listopada 1796 r. podsłuchał przez drzwi rozmowę dwóch strażników i wyłowił z niej słowa: „Stara kurwa nareszcie umarła”. Tak było rzeczywiście. W swoich pamiętnikach wspomina na podstawie kursujących po więzieniu plotek, że carycę Katarzynę II szlag trafił w kiblu. Jej syn który wstąpił na tron jako car Paweł I tak bardzo nienawidził swojej matki (w tym akurat miał rację), że postanowił postępować dokładnie na odwrót niż ona. Uwolnił więc Kościuszkę i Niemcewicza, oraz ok. 12 tys. polskich jeńców. Kościuszko postanowił wyjechać do Ameryki, Julian oczywiście towarzyszył mu w podróży przez Finlandię, Szwecję, do Wielkiej Brytanii. Były naczelnik przyjmowany był wszędzie przez rozentuzjazmowane tłumy. Tak było też w Londynie, gdzie największe gazety drukowały artykuły o przybyciu Kościuszki na pierwszych stronach, a rysownicy podglądali go przez dziurkę od klucza, co umożliwił im Niemcewicz, zadziwiająco nowocześnie myślący w kategoriach tego, co dziś nazywamy PR-em.

Po trwającym 62 dni rejsie statek „Adriana” dowiózł obu bohaterów do Filadelfii. Było to w sierpniu 1797 r. Powrót Kościuszki był dla Amerykanów sensacją, do statku podpłynęła szalupa w której wiosłowali oficerowie w randze kapitanów, a z nabrzeża dobiegały wiwaty wniebowziętych tłumów. W USA Niemcewicz odnalazł się dobrze, dużo podróżował po wschodnich stanach (innych jeszcze nie było), spotykał się osobiście z prezydentem Waszyngtonem i Thomasem Jeffersonem, niestety nie zetknął się już z nieżyjącym od kilku lat współtwórcą Deklaracji Niepodległości Benjaminem Franklinem, który zastąpił zapamiętany przez Juliana z dzieciństwa dzwonek loretański urządzeniem o nazwie piorunochron. Ostatecznie osiadł w Elizabethtown (stan New Jersey) i poślubił córkę pierwszego wiceprezydenta USA, Susan Livingston. Powrócił na krótko do Warszawy ze względu na informację o śmierci swojego ojca, pana Marcelego. W Stanach przyznano mu liczne tytuły naukowe, oraz amerykańskie obywatelstwo (w 1806 r.). Na stałe przeprowadził się do Europy rok później. W Królestwie Polskim zajął się gospodarowaniem na swojej ziemi w Ursynowie. Pełnił rozliczne funkcje w Księstwie Warszawskim i w Królestwie. Jako konserwatysta niechętnie odnosił się do Powstania Listopadowego, ale na zlecenie gen. Józefa Chłopickiego przyjął funkcję przewodniczącego Komisji Rozpoznawczej (coś w rodzaju dzisiejszego IPN-u), zajmującej się badaniem akt ludzi podejrzanych o szpiegostwo na rzecz Rosji. Po upadku Powstania wyjechał w 1833 r. do Paryża.

Ten etap jego życia obfitował w dzieła literackie. Niemcewicz pisał niezmordowanie; trudno wymienić by wszystkie jego dzieła. Napisał m.in. trzytomową pracę „Dzieje panowania Zygmunta III”, dramat muzyczny „Jadwiga, królowa Polski”, powieść „Dwaj panowie Sieciechowie”, mnóstwo wierszy i opowiadań, oraz rzecz najważniejszą od czasu „Powrotu posła”: „Śpiewy historyczne”, wydane w 1816 r. Był to zbiór ballad opiewających losy i dzieła władców polskich, ale też i innych wielkich Polaków. Zaczyna się od prastarej „Bogurodzicy”, a kończy „Pogrzebem księcia Józefa Poniatowskiego”. Całe pokolenia wychowały się na „Śpiewach”; pokolenia młodzieży ale i niepiśmiennych chłopów, z myślą o których Niemcewicz stosował proste rymy i rytmy, ułatwiające zapamiętywanie treści.

Julian Ursyn Niemcewicz zmarł na emigracji w Paryżu 21 maja 1841 r. Jeszcze na dziesięć dni przed śmiercią pisał:

Wygnańcy, co tak długo błądzicie po świecie,

Kiedyż znużonym stopom spoczynek znajdziecie?

Dziki gołąb ma gniazdo, robak ziemi bryłę,

Każdy człowiek ojczyznę, a Polak mogiłę.

Pochowany został na cmentarzu w Monmorency. Na nagrobku jego przyjaciele polecili wykuć napis: „I tam gdzie już łez niema, on łzę Polski złożył”.

Nazwano go człowiek – Polska. Takim go zapamiętajmy.

Fundacja Klubów  „Gazety Polskiej”

Zadanie publiczne współfinansowane przez Senat Rzeczypospolitej Polskiej w ramach projektu  „Jestem Polakiem i znam historię swojego Kraju”.

logo_fundacja_bigSenat logo