Stop Gender
Powiem szczerze, są wypowiedzi, które wywołują mój autentyczny szok. Zwłaszcza gdy ich autorem jest ktoś, kogo tak cenię i poważam, jak wicepremier Jarosław Gowin. Stwierdzenie, że w imię szeroko pojętej tolerancji i wolności naukowej będzie bronił rozwoju gender na polskich uczelniach – nie mieści się w głowie. Jak można popierać (a w domyśle wspierać i finansować) coś, co nie jest żadną nauką, a jedynie ideologiczną hucpą? Dlaczego w takim razie nie ma jeszcze katedr astrologii, magii stosowanej, satanizmu, chiromancji, dlaczego poniechano badań nad ekonomią polityczną socjalizmu? Może jestem przewrażliwiony, ale gender stawiający na głowie tradycyjne pojęcie płci, rodziny, relacji między kobietą a mężczyzną jest dyscypliną niebezpieczną i groźną, jak instrukcja hodowli niebezpiecznych wirusów dla początkujących czy budowy w domowych warunkach bomby atomowej. Co gorsza, ta paranauka w swoim działaniu przypomina grzyba, który początkowo, aby zalęgnąć się w domu, potrzebuje dogodnych warunków, na przykład wilgoci. Potem sam już sobie takie warunki wytwarza. Podobnie katedry zajmujące się gender tworzą własnych wyznawców, magistrów, doktorantów, a ci jak rak rozprzestrzeniają swoją ideologię dalej. W odróżnieniu od dywagacji „ile diabłów może się zmieści na czubku szpilki”, podobna licytacja w liczbie płci może mieć praktyczny skutek dla destrukcji społeczeństwa. Jestem konserwatystą i stąd bliskie jest mi podejście „lepiej nie”. W sytuacji niepewnych skutków lepiej nie bawić się granatem, nie testować trucizn na rodzinie i wydumanych doktryn na społeczeństwie. Za istniejącymi rolami społecznymi płci leżą nie tylko miliony lat doświadczeń naszego gatunku, ale również obserwacja świata zwierzęcego, do którego postępacy usilnie pragną nas wcielić. Nasza epoka tylko w jednym różni się od poprzednich – powszechny dobrobyt może pozwolić sobie na rozwiązania, jakie kiedy indziej byłyby nie do urzeczywistnienia. Ale to jeszcze nie jest powód, by z nich korzystać.
Marcin Wolski
