Takie tam… deliberacje…
Ambasadorskie przypadki?
Podczas uroczystości w Belwederze nastąpiła oficjalna akredytacja ambasadora Jakowa Liwnego na przedstawiciela Izraela w Polsce. To kolejny ambasador, który u wielu Polaków budzi poważne zastrzeżenia. Liwne to urodzony w Moskwie syn żołnierza Armii Czerwonej, który w 2020 r. organizował wizytę Putina w Izraelu z okazji 75. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz przez Armię Czerwoną. To wtedy szansy na zabranie głosu nie otrzymał prezydent Andrzej Duda, który odwołał swoją wizytę. W 2020 r. Liwne gościł u Putina na placu Czerwonym w czapce krasnoarmiejca. Wtedy w wywiadzie dla rosyjskiej agencji Interfaks powiedział: „Być tam, na podium na placu Czerwonym, i zobaczyć, jak czołgi T-34 i Su-100 przejeżdżają po bruku – takie pojazdy jak te, w których walczył mój ojciec – to oczywiście wzruszające!”. Ambasadorem Niemiec w Polsce był syn oficera Wehrmachtu, który służył jako adiutant szefa sztabu generalnego i do końca był w bunkrze Hitlera. Z kolei ambasador Rosji Siergiej Andriejew mówił w telewizji Rossija 24, że Polska jest gotowa „walczyć do ostatniego Ukraińca”, ponieważ liczy na to, że „otrzyma znaczną część kwoty przeznaczonej na odbudowę tego kraju”. Ohyda!