Tekst alternatywny

Anschluß

Anschluß

Piętnastego sierpnia stała się rzecz straszna. Brunatna, faszystowska Polska dokonała Anschlussu Śląska. Cała akcja, łamiąca prawo międzynarodowe, przeprowadzona została pod byle pretekstem. Było nim Święto Wojska Polskiego i rocznica wybuchu pierwszego z Powstań Śląskich, których uczestnicy walczyli o niepodległość Śląska przeciwko przymusowemu włączeniu go w struktury imperialistycznej, brudnej i zawszonej Polski. Naród śląski wolał stworzyć przyjazną unię z wysoko zaawansowanym cywilizacyjnie państwem niemieckim, ale niestety, wyszło jak wyszło. Teraz tragiczna historia powtarza się na naszych oczach. W Katowicach triumfalna defilada zbrodniczych wojsk polskich została co prawda przyjęta entuzjastycznie przez około 200 tys. rozhisteryzowanych ludzi, ale nie łudźmy się: to nie byli Ślązacy. Oni dla bezpieczeństwa pozostali w domach, niektórzy nawet zabarykadowali się w łazienkach, drżąc przed polskimi faszystami. Polacy, chytrzy i podstępni, wykorzystali patent jeżdżącego od jakiegoś czasu po ich kraju cyrku osób LBGTQWERTY i autokarami oraz koleją nazwozili do Katowic tysiące polskich faszystów. W ten sposób stworzono pozory entuzjazmu, a zachodnie media naiwnie to łyknęły.

Tak na poważnie – znam i przyjaźnię się z wieloma Ślązakami. Nic dziwnego, z Krakowa do Katowic niedaleko. Są to wspaniali polscy patrioci, których przodkowie bili się dzielnie o to, by Śląsk był polski. Z tego co wiem, tzw. Ruch Autonomii Śląska to mała grupka awanturników, tyle że bardzo wrzaskliwa. Mieszkańcy Śląska zachowują oczywiście swoją lokalną tożsamość (i bardzo słusznie), ale dotyczy to też innych regionów Polski. Tyle, że nie wyobrażam sobie ludzi urodzonych na Mazowszu żądających autonomii w nawiązaniu do czasów książąt mazowieckich, ludzi z Wielkopolski pragnących wskrzeszenia Wielkiego Księstwa Poznańskiego, czy u mnie – Rzeczpospolitej Krakowskiej. Są to byty zapomniane. Nawiasem mówiąc, o istnieniu Rzeczpospolitej Krakowskiej dowiedziałem się w dzieciństwie przypadkiem, z książek. Potem, w szkole podstawowej, na lekcjach historii coś tam o niej mówiono, ale to były ledwie wzmianki. A przecież mój dziadek miał swojego dziadka, a ten jego dziadek miał ojca, a ten ojciec urodził się w owym maleńkim państewku. Jednak nikt nie pamiętał, martwa tradycja…

Podobno „Gazeta Wyborcza” (było kiedyś takie coś i jeszcze dycha) z wielkim entuzjazmem odnosi się do działań takich różnych RAŚ-ów. Podobnie jak do pani prezydent Dulkiewicz, pragnącej odtworzenia Wolnego Miasta Gdańska, czy do inicjatywy zrobienia jakiegoś wspólnego okręgu niemiecko-polskiego ze Szczecinem w roli głównej. Nie wiem, nie czytałem Natomiast pewien jestem, że za takimi projektami stoją obce siły, które życzyły by sobie pokawałkowania Polski. Dlaczego? Bo to nasz kraj osłabi, zepchnie na margines.

Przypadkiem niedawno przeczytałem, po raz pierwszy od czasów licealnych, czyli od zamierzchłej epoki pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych, trzy tomy „Rzeczpospolitej obojga narodów” Pawła Jasienicy. Jest tam wiele dygresji dotyczących Francji i jej najsłynniejszego króla, Ludwika XIV, który mocno mieszał się w nasze sprawy. Pamiętają Czytelnicy, co to były tzw. reuniony? Otóż Ludwik kawałek po kawałku zabierał Niemcom ich graniczące z Francją prowincje. I robił to bez użycia siły militarnej. Wynajęci prawnicy znajdowali preteksty, że jakoby taki a taki region przynależy się Francji od wieków. A czemu król mógł tak swobodnie postępować? Bo Niemcy były wtedy rozdrobnione. Jak spojrzeć na mapę Rzeszy z XVII czy XVIII w., można dostać oczopląsu. Państwa, państewka, posiadłości zamożnej szlachty, biskupów, etc. Dopiero w 1871, kiedy Bismarck pozbierał to wszystko do kupy, Niemcy wyrosły na potęgę, europejską, a potem światową (z wiadomymi skutkami).

W samej Francji też były tendencje do decentralizacji. Ale tam je stłumiono. Jak pisze Jasienica „W Clermond-Ferrand jedna z ulic staromiejskich nosi nazwę >>Wielkich Dni Owernii<<. Tryumfalne miano nie upamiętnia żadnego zwycięstwa nad wrogiem zewnętrznym, lecz ten czas, w którym sąd królewski przybył do miasta i ku radości ludu zaczął robić jaki taki porządek z miejscowymi, owerniackimi feudałami”.

My też w wielu miastach mamy takich miejscowych feudałów. Te „Wielkie Dni” przydały by się dzisiejszej Polsce.

Tomasz Kowalczyk

Tomasz_Kowalczyk_big