Wróg Ludu…
Ci cholerni Polacy
Polska odwaga, polska duma i nasza niezależność wywołują często kpiny lewicowych elit w Europie, ale nierzadko też rodzimych popłuczyn po Sowietach, które wzorują się dzisiaj na europejskim lewactwie. Problem w tym, że gdyby nie Polska odwaga w roku 1920, pewnie Stary Kontynent do dzisiaj dźwigałby brzemię komunizmu, a już na pewno nosił ślady przejścia Armii Czerwonej. Zwykle po czymś takim ubywa zegarków, za to przybywa nieplanowanego potomstwa. O najeździe tureckim w XVII wieku też czasem warto przypomnieć, bo islam już wtedy opanowałby Europę. A tak potrzebował do tego takich tuzów jak Angela Merkel, Emmanuel Macron czy Donald Tusk. Ten ostatni może sobie zapewne poczytać za sukces, że z lokalnego amatora demolki, szczególnie w sprawach finansowych, stał się profesjonalistą od pieprzniku na skalę europejską. Brexit, zalew imigrantów, skłócenie wschodniej części Unii z zachodnią, zablokowanie jakiejkolwiek dalszej integracji państw dążących do UE – to realne osiągnięcia jego czasów. Ciekawe, jaki los czeka teraz kierowaną przez niego europejską chadecję. Domyślam się, żałować nie będę. W 1939 roku Polacy tak naprawdę obronili Europę przed planem Hitlera zdobywania jej po kawałku i bez jednego strzału. To, że nie daliśmy rady skutecznie go zatrzymać, to już wina protoplastów towarzysza Czarzastego, którzy przyszli wyzwolić jego przodków z okowów sanacji i nietolerancji. Za to daliśmy radę wspomóc Brytyjczyków w obronie Londynu. Polak połączony z myśliwcem nie różnił się od Polaka w siodle wierzchowca. Lepiej w drogę nie wchodzić. „Solidarność” nie była niczym innym jak przejawem polskiej odwagi i hardości. Pomysł, żeby klasa robotnicza obaliła ustrój klasy robotniczej, pasuje do naszej ułańskiej fantazji. Polska odwaga i hardość od pewnego czasu znowu się przydają. Gdyby nie nasze stanowisko w sprawie muzułmańskich imigrantów, wsparte przez braci Węgrów, to mimo oczywistego zagrożenia dla całych państw, szaleństwo liberalno-lewicowych myślicieli doprowadziłoby do utworzenia w sercu Europy kalifatu. Delikatny problem, czy krytyka LGBT jest potępieniem ideologii czy ludzi, zostałby rozstrzygnięty przez mułłów w pięć minut. Nie byłoby ani tego, ani tych. Może Polacy nie są przesadnie postępowi, poza oczywiście Robertem Biedroniem, który – jak twierdzi – ma z tego powodu problem ze zjedzeniem obiadu w restauracji, ale w kaszę dmuchać sobie nie dadzą. Jak nas ktoś wkurzy, to łapiemy, co jest pod ręką, choćby za tuska, czyli kieł narwala, i bolszewika czy tam terrorystę: goń, goń, goń…! Przy okazji uratujemy przedstawicieli tolerancji i postępu. Będą dalej mogli nam tłumaczyć, na czym życie polega i jak my go nie rozumiemy. Panowie, pieprzcie sobie, co tam chcecie i jak tam chcecie, tylko chociaż pozwólcie się obronić.
Tomasz Sakiewicz