Ciągnik marki Majchrowski
Witolda Gadowskiego chyba nie trzeba przedstawiać sympatykom „Gazety Polskiej”. Wybitny dziennikarz śledczy, publicysta, autor bestsellerowych powieści „Wieża komunistów” i „Smak wojny” był 27 sierpnia gościem krakowskiego klubu GP.
Z uwagi na zbliżające się wybory samorządowe główna część wystąpienia Witolda Gadowskiego i dyskusji jaka się później wywiązała dotyczyła działalności prezydenta Krakowa, Jacka Majchrowskiego, który zamierza po raz czwarty stanąć w wyborczych szrankach. Gość spotkania zwracał uwagę, że z kadencji na kadencję Majchrowski coraz wyraźniej przeistacza Kraków w swój prywatny folwark. Czy też właściwie nie tylko swój: zdaniem Gadowskiego „Majchrowski nie istnieje jako byt samoistny, lecz jest reprezentantem obozu geriatyczno-postkomunistycznego”, któremu służy za ”ciągnik”. W ważnych miejskich instytucjach usadowiły się ponure postaci z bardzo nieciekawą, PRL-owską przeszłością. Zwraca też uwagę nadzwyczaj duża liczba urzędników, którzy swoje stanowiska zawdzięczają poparciu PSL (czy raczej przefarbowanego ZSL) – i to w mieście, w którym poparcie wyborcze dla wywodzących się z czasów komuny ludowców jest praktycznie zerowe.
Szansą dla ożywienia Krakowa, zaprzestania marnotrawstwa publicznych pieniędzy przeznaczanych często na niepotrzebne lub zgoła bezsensowne inwestycje (przykładem dublowanie audytorium Collegium Maximum budową Krakowskiego Centrum Kongresowego, o zbliżonej liczbie miejsc) mogłoby być wybranie nowego prezydenta z PiS. Jednak największa partia opozycyjna nadal nie wystawiła oficjalnie swojego kandydata.
– To jest ostatni moment – przestrzegał Gadowski. Po licznych głosach z sali, proponujących coraz to innych kandydatów i opisujących patologie „majchrowskiego” Krakowa stwierdził: – Problemem jest to, że na moim miejscu powinien teraz siedzieć kandydat PiS na prezydenta naszego miasta, któremu gotów byłbym pomagać i to on powinien wysłuchiwać państwa uwag. Niestety, takiego kandydata na razie nie ma.
Tekst i Foto: Tomasz Kowalczyk