[Cykl artykułów o Marii Skłodowskiej–Curie]
„Małe Curie”
„- A to nam nawarzyli piwa w tym Sarajewie – ozwał się Bretschneider (…).
– W jakim Sarajewie? – zapytał Palivec. – W nuselskiej winiarni? Tam się co dzień za łby wodzą. Wiadomo, przedmieście.
– W bośniackim Sarajewie, panie gospodarzu. Zastrzelili tam pana arcyksięcia Ferdynanda. Co pan na to powie?
– Ja się do takich rzeczy nie mieszam, z tym niech mnie każdy pocałuje w dupę – grzecznie odpowiedział Palivec zapalając fajkę”.
Tak to zaczynała się wojna w przygodach dobrego wojaka Szwejka. Miała to być szybka wojenka w której Niemcy roznieśli by Francuzów i wkroczyli do Paryża, powtórka roku 1870. Ale po ponad czterdziestu latach wiele się zmieniło, głównie w zakresie techniki. Karabiny stały się bardziej szybkostrzelne i bardziej skuteczne w zasięgu, skonstruowano CKM-y, samoloty mogły zrzucać niewielkie (na razie) bomby, inżynierowie kreślili plany samochodów pancernych, z których miały się wkrótce narodzić czołgi. Pracowano nad bronią chemiczną, a żołnierzom zabrano pstrokato kolorowe mundury i ubrano ich w mundury maskujące. Sztaby porozumiewały się już drogą radiową. Wysokonakładową prasę przekształcono w zarządzany przez państwo aparat propagandy. To miała być w pełni nowoczesna wojna, wojna na miarę XX wieku. Problemem było tylko to, że generałowie byli przygotowani na wojnę XIX-wieczną. Niektórzy przeczuwali zbliżający się koszmar, jakiego do tej pory nie było, wojnę narodów, a nie tylko armii. Marcel Proust pisał w liście do swojego agenta literackiego: „Miliony ludzi zostaną zamordowane w Wojnie Światów – jak u Wellsa”. Miał rację.
Maria Skłodowska-Curie obawiając się, że Niemcy zajmą Paryż (do czego jednak ostatecznie nie doszło, gdyż front ugrzązł i zamienił się w wojnę okopową) zabrała pojemniki z radem ze swojego Instytutu i ukryła je w Bordeaux (rząd wspomógł ją, organizując logistykę i pieniądze, ponieważ próbki radu uznał za francuskie dobro narodowe). Następnie powróciła do stolicy i poczęła wdrażać plan medycznego wykorzystania promieniotwórczości za pomocą mobilnych gabinetów lekarskich wyposażonych w aparaty rentgenowskie, wypożyczone z pracowni szpitalnych. Dzięki samochodom zwanymi „małymi Curie” można było przeprowadzać diagnostykę żołnierzy rannych w walce bezpośrednio na linii frontu, lekarze nie musieli szukać po omacku odłamków tkwiących w ciele, bo dostawali gotowe klisze wskazujące precyzyjnie, gdzie należy operować. Nawiasem mówiąc, pierwszym krokiem Marii było wyrobienie sobie prawa jazdy, bo sama chciała prowadzić samochód w razie, gdy fachowy kierowca był aktualnie niedostępny. Stała się tym samym (w roku 1916) jedną z pierwszych kobiet na świecie wyposażonych w taki dokument. Dzięki „małym Curie” (w wojennych wprawach towarzyszyła jej starsza córka, Irena) przebadano kilkaset tysięcy żołnierzy francuskich, brytyjskich i kanadyjskich, ratując ich od trwałego kalectwa bądź śmierci. W gruncie rzeczy za tę kolosalną akcję powinna była otrzymać trzecią nagrodę Nobla w swojej karierze – pokojową, ale nigdy do tego nie doszło (w 1917 roku dostał ją Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża, a w roku następnym prezydent USA Woodrow Wilson; nadanie tych nagród było zresztą w pełni uzasadnione).
Gdy skończył się koniec świata i nastał czas nowy, dzięki czemu odrodzona Polska pojawiła się ponownie na mapie Europy, Maria wraz córkami wyruszyła w roku 1921 w podróż po Stanach Zjednoczonych. Oprócz obowiązkowych punktów programu, takich jak podziwianie wodospadu Niagara, czy Wielkiego Kanionu w Colorado, Skłodowska-Curie odwiedziła również waszyngtoński Biały Dom, gdzie z rąk ówczesnego prezydenta USA Warrena Hardinga otrzymała próbkę radu dla swojego Instytutu. Pieniądze na zakup bezcennej substancji zebrała amerykańska Polonia, wsparta przez zamożnych biznesmenów. Ponowna wizyta w USA miała miejsce w roku 1929, kolejną porcję radu wręczył Marii prezydent Herbert Hoover. Przeznaczyła ją dla potrzeb powstającego w Warszawie Instytutu Radowego. Wraz z siostrą Bronisławą uczestniczyła w otwarciu placówki badawczo-szpitalnej w 1932 roku (istnieje do dziś pod nazwą „Centrum Onkologii – Instytut im. Marii Skłodowskiej-Curie”).
W tym czasie stan zdrowia Marii zaczął się pogarszać. Zaczęła mieć problemy ze wzrokiem i słuchem, nachodziły ją napady dreszczy i wysoka temperatura. Lekarze podejrzewali zmiany gruźliczne i zaordynowali uczonej pobyt w sanatorium. Tam zdiagnozowano rzeczywistą chorobę – anemię wywołaną chorobą popromienną. Po latach mściły się pionierskie eksperymenty z pierwiastkami radioaktywnymi. Choroba postępowała błyskawicznie. Maria Skłodowska-Curie zmarła 4 lipca 1934 roku w wieku 67 lat. Pochowana ją u boku męża w Sceaux (Hauts-de-Seine) w obrębie aglomeracji paryskiej. W roku 1995 prochy obojga małżonków przeniesiono decyzją rządu do paryskiego Panteonu, miejsca spoczynku najwybitniejszych Francuzów. Tym samym Maria znowu była pierwsza – nigdy wcześniej nie pochowano w Panteonie kobiety. Francuzi chętnie biją na jej cześć medale i monety, tyle że podają nazwisko Curie, Skłodowska jakoś nie chce im przejść przez gardło. A to przecież była nasza Maryśka z Warszawy.
Fundacja Klubów „Gazety Polskiej”
Zadanie publiczne współfinansowane przez Senat Rzeczypospolitej Polskiej w ramach projektu „Jestem Polakiem i znam historię swojego Kraju”.