Czemu mnie o Tobie w szkole nie uczyli?
Tytuł nie jest mój. Podobno jakiś raper napisał kawałek o Żołnierzach Niezłomnych i tak właśnie go zatytułował. Nie wiem, nie słyszałem. Nie lubię rapu, lubię ciężkiego rocka z domieszką progresji i gdybyśmy mieli w Polsce solidną kapelę na miarę Dream Theater która mocno i z wirtuozerią rąbnęłaby o rotmistrzu Pileckim, to chętnie bym tego posłuchał. Ale to oczywiście bardzo dobrze, że młodzi ludzie komunikują się muzyką swojego pokolenia, przekazując ważne, patriotyczne treści.
Piszę te słowa dzień po uroczystym pogrzebie wspaniałych Bohaterów: „Inki” i „Zagończyka”. I też stawiam sobie pytanie młodego rapera: czemu mnie o Tobie w szkole nie uczyli?
W podstawówce – to oczywiste. Były jeszcze lata osiemdziesiąte i nie można było o wielu sprawach mówić. Komuna dogorywała, ale cenzura trwała. Pamiętam łzy na twarzach starszych ludzi, kiedy podczas jednego z krakowskich wernisaży zaproszona tam orkiestra strażacka gruchnęła nagle „Pierwszą Brygadę”. To było chyba w 1988 r. i bezpieka miała już ważniejsze sprawy na głowie, więc obyło się bez konsekwencji. Ale w latach dziewięćdziesiątych, kiedy chodziłem już do liceum? Przecież byliśmy „wreszcie we własnym domu”! Jakaś dziwna zmowa milczenia.
Na kamienicy którejś z ulic widniało przez lata graffiti: „Katyń = Wołyń”. I ja, nie zawodowy historyk, ale orientujący się dobrze w historii też długo nie wiedziałem o co w tym chodzi. O tym też mnie nie uczyli.
Są tacy, którzy uważają że cierpię na manię zbieractwa. Niech będzie. Ale dzięki tej manii odszukałem moje zeszyty szkolne z czasów licealnych (a więc już lata dziewięćdziesiąte, Polska wolna, demokracja i te sprawy). Otwieram te z notatkami z lekcji historii wykładanych nam przez prof. Krychę. Pierwsze wrażenie: kurczę, ależ ja wtedy umiałem ładnie pisać! Miałem już wtedy komputer (ech, ten edytor tekstu Word Perfect 5.1 funkcjonujący w DOS-ie, nikt nie wymyślił od tego czasu niczego lepszego!), ale w szkole pisało się ręcznie w zeszytach. Dzisiaj już tak nie potrafię. Cóż my tu mamy?
Lekcja z 6 marca 1995: „Styczeń 1944. Sowieci przekroczyli granicę ryską. AK ma zachować odrębność od armii Berlinga. Podziemne władze cywilne (Delegatury wojewódzkie, powiatowe) wystąpić w roli gospodarzy. Na wypadek represji sowieckich należy utworzyć nową konspirację”. Dobrze, dalej. Poszczególne okręgi: Wilno, Lwów, Lublin itd. W Lublinie część ludzi idzie do Berlinga, reszta oddziałów – rozwiązana (a jak rozwiązana, to co robią dalej? Nie wiem). „Tylko w okręgu białostockim AK nie ujawniła się wobec sowietów i przeszła do konspiracji” (wreszcie coś). „Cele polityczne nie zostały osiągnięte. Do maja 1945 r. w obozach i więzieniach sowieckich znalazło się ponad 50 000 AK-owców”. Koniec, kropka, punkt. Dalej jest o manifeście PKWN.
Pani profesor Krycha była naprawdę rzetelnym pedagogiem. Wszyscy bardzo się jej baliśmy, ale na swój sposób kochali. W tamtych czasach z których pochodzą te notatki mocno już była niemłoda; musiała pamiętać te czasy o których nam opowiadała. A z jakim uwielbieniem mówiła o Marszałku Piłsudskim! Choć i dla jego rywala, Romana Dmowskiego też miała ciepłe słowa, wykładając jak to na konferencji w Wersalu czarował wszystkich inteligencją i umiejętnością bezproblemowego przerzucania się w przemówieniach z języka angielskiego na francuski i vice versa.
Tak więc musiała wiedzieć o Niezłomnych i o tym, że nie były to żadne „bandy”.
Nigdy nie mówiła zresztą o „bandach”. Pomijała to wszystko. I czemu nas nie uczyła o „Ince”, skoro już było można? Nie wiem.
Tomasz Kowalczyk