Tekst alternatywny

Dziś jajko, jutro granat

Ze wzgórza pod Krakowem

Dziś jajko, jutro granat

Bagatelizowanie incydentu w Łucku nie tylko toruje drogę do dalszych ataków, ale i kompromituje Polskę na arenie międzynarodowej.

Polacy, nic się nie stało! Taką linię po skandalu w Łucku przyjęli zarówno doradcy z Kancelarii Prezydenta RP, jak i zagorzali (wywodzący się głównie z PO i kanapowego PJN) zwolennicy sojuszu z neobanderowcami i nacjonalistami ukraińskimi. Używając języka zakłamanych uchwał przyjętych ostatnio przez senat i sejm w sprawie zagłady Wołynia, niektórzy z nich próbują nawet stwierdzić, że ów skandal nie był znieważeniem majestatu Rzeczypospolitej Polskiej, lecz jedynie „czynem o znamionach znieważenia”.

Czy rzeczywiście nic się nie stało? Przecież młody sympatyk faszystowskiej Swobody mógł uderzyć Bronisława Komorowskiego nie jajkiem, lecz kamieniem, a nawet granatem. Nikt by mu w tym nie przeszkodził, bo ochroniarze z BOR po raz kolejny spartaczyli sprawę. Ich reakcja sprowadziła się jedynie do złapania sprawcy. Inna sprawa, że ukraińskie władze od razu wypuściły go na wolność.

Lekceważenie tego wydarzenia otwiera drogę do kolejnych incydentów. W pewien sposób została bowiem przełamana bariera psychologiczna. Może to zachęcić innych fanatyków, także w Polsce, do potraktowania Komorowskiego jak tarczę strzelecką. I to w pełnym tego słowa znaczeniu. Przecież w okresie międzywojennym zastrzelono prezydenta Gabriela Narutowicza, a z rąk terrorystów z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów ponieśli śmierć m.in. minister spraw wewnętrznych Bronisław Pieracki i poseł Tadeusz Hołówko. Zginęło także wielu sprawiedliwych Ukraińców, którzy chcieli zgody z Polakami. Zabójcy byli podwładnymi Stepana Bandery, którego na Ukrainie, zwłaszcza Zachodniej, nie tylko się nie potępia, ale i stawia się mu pomniki. Nic więc dziwnego, że niektórzy młodzi Ukraińcy chcą naśladować czyny swoich ojców i dziadków.

Bronisław Komorowski nie jest bohaterem z mojej bajki. Co więcej, uważam, że swoimi przekłamanymi i kunktatorskimi wypowiedziami po raz kolejny skrzywdził rodziny pomordowanych przez UPA i SS Galizien. Do tej pory też nie miał odwagi spotkać się z tymi rodzinami, choć z taką radością witał się ze swoim towarzyszem partyjnym Mironem Syczem, synem banderowca z kurenia UPA „Mesnyki”, mordującego Polaków i Żydów.

Prezydent jednak reprezentuje państwo polskie. Atak na niego jest atakiem na cały kraj. Bagatelizowanie zaś incydentu w Łucku nie tylko toruje drogę do dalszych tego typu wypadków, ale i kompromituje Polskę na arenie międzynarodowej.

Tadeusz Isakowicz-Zaleski