Tekst alternatywny

Hic sunt leones

Hic sunt leones

Europejczycy w średniowieczu praktycznie niczego nie wiedzieli o Afryce. To znaczy, o tej głębokiej, „czarnej” Afryce. Znali tylko północne wybrzeża tego kontynentu wraz z Egiptem – to wszystko. Z prostego powodu: te ziemie należały niegdyś do Cesarstwa Rzymskiego, więc zachowały się relacje antycznych autorów, jakieś mapy i pracowicie przepisywane przez mnichów dzieła Klaudiusza Ptolemeusza. Do portów afrykańskich miast, od VII w. zajętych przez Arabów, zawijały też czasem w celach handlowych statki z Wenecji czy Genui, marynarze mogli więc opowiadać z autopsji jak owa północna Afryka zdobyta przez Saracenów wygląda. Ale co rozpościera się dalej na południe – nie wiedział nikt.

Właśnie dlatego średniowieczni kartografowie kreśląc mapy basenu Morza Śródziemnego zaznaczali dość dokładnie wybrzeża Afryki Północnej, ale w kierunku południowym była już tylko biała plama. I żeby ją czymś wypełnić, braciszkowie pisali „Hic sunt leones”, co można przełożyć jako „Tu są lwy”, czy „Tu mieszkają lwy” etc. Tyle wiedzieli, że są tam jakieś przedziwne, niezbadane kraje, w których zamieszkują lwy. Jest coś rozczulającego w owej rozpaczy kartografów, którzy za wszelką cenę chcieliby swojemu czytelnikowi dostarczyć jakichś informacji – tyle że sami ich nie mieli.

Otóż Ukraina, która ostatnio za sprawą niezwykłych, wspaniałych, ale też i przerażająco krwawych wydarzeń na kijowskim Majdanie nie schodzi z czołówek serwisów informacyjnych, jest dla mnie czymś jak Afryka dla owych średniowiecznych kartografów. To jest ziemia, gdzie mieszkają lwy i akurat tyle o niej wiem. Tak się składa, że cała moja rodzina pochodzi bądź z Krakowa, bądź ogólnie z zachodniej Galicji i nie mam żadnych tradycji kresowych. Przed wojną pradziadek jeździł czasem „blitzem” do Lwowa w interesach, ale tam wtedy była Polska, a nie Ukraina. A jednak, kilku moich znajomych którzy wiedzą że „siedzę” w polityce, pytało mnie ostatnio – co to na tej Ukrainie będzie?

No i cóż miałem odpowiedzieć? Stanisław Lem, gdy go pytano – jaka właściwie będzie przyszłość? – odpowiedział krótko: będzie tak samo, tylko bardziej. W przypadku przyszłości Ukrainy nie potrafiłem znaleźć lepszej odpowiedzi. I chyba nawet eksperci lepszej nie znają.

Och, eksperci… Pisałem o tym już kiedyś, ale warto powtórzyć: ekspert to jest ktoś taki, kto  jutro ściśle naukowymi metodami wykaże, dlaczego kompletnie nie sprawdziły się prognozy, które postawił wczoraj.

Przypomniał mi się pewien wrześniowy późny wieczór w roku 2001. Jest piątek, siedzę przy komputerze i gram w „Maksa Payne’a”, a z boku gada radio. Jeszcze tylko dwie godziny do ciszy przedwyborczej; w niedzielę wybieramy nowy parlament. W studio spierają się eksperci. Największa kłótnia – o Unię Wolności. Jaki ta partia będzie miała wynik? Ostatnie sondaże nie wypadają najlepiej. Eksperci są zgodni: „Na tym etapie trudno coś powiedzieć…”, „No cóż, zobaczymy, wyborcy zdecydują…”, „Będzie tak, albo inaczej, jak to w demokracji…”, „Opinia publiczna jest zmienna, zawsze może wydarzyć się coś nieoczekiwanego…” etc.

Późny wieczór w niedzielę; opublikowano już wstępne wyniki. UW z wynikiem 3,1 % w ogóle nie wchodzi do sejmu. W radio opinie tych samych ekspertów: „Nooo, taak, to przecież było do przewidzenia!”, „Tyle błędów popełnili, ta klęska od początku była oczywista!”.

Po trzynastu latach burzliwego rozwoju Internetu ekspertów się namnożyło. Proszę spojrzeć na portale publicystyczne: każdy internauta kreśli swój scenariusz wydarzeń na Ukrainie i przewiduje dalszy rozwój wypadków – i do tego każdy inaczej. O radio i TV już nie wspomnę. W sobotę (22 lutego) w porannym Salonie Politycznym radiowej Trójki w rolę ekspertów wcielili się nawet tacy panowie jak Marek Siwiec czy Włodzimierz Czarzasty. Że są to eksperci od kasy płynącej ze wschodu, choć raczej nie z Kijowa, lecz z metropolii leżącej jakieś 800 km. na północny wschód – to wiedziałem, ale żeby byli ekspertami od wewnętrznych spraw Ukrainy – to mi do głowy nie przyszło. Uszy mi oklapły od ich bełkotu. By jeszcze raz przywołać Lema:

„Wiedząc, gdzie mają ideały

I ujść nie mogą z tej zasadzki

Litością zdjęty Kosmos cały

Ze zgrozy załamuje macki”.

Od dywagacji ekspertów, internautów i Czarzastych, siedzących dupą w wygodnych fotelach, wolę relacje takich moich kolegów jak Dawid Wildstein i Wojtek Mucha. Śledziłem pilnie ich doniesienia przekazywane na Facebooku wprost z kijowskiego Majdanu. Dzięki takim reporterom Ukraina przestaje pomału być dla mnie białą plamą, gdzie mieszkają lwy. Ale nawet odważni reporterzy nie powiedzą nam – co dalej?

Tomasz Kowalczyk

Tomasz_Kowalczyk_small