I straszno, i śmieszno
Jeśli przyjmiemy, że we współczesnym świecie polityka jest jedynie niezbyt umiejętnym naśladownictwem literatury sensacyjnej, to sprawa Nawalnego wygląda na najlepszą ilustrację tego zjawiska. Fakty są znane: próba otrucia, nieoczekiwany ratunek, wywiezienie z kraju, uzyskanie bezspornych dowodów na zamach, kuriozalne nagranie wykonawców zbrodni przez niedoszłą ofiarę, szokujący powrót do kraju wprost w łapy Putina, uwięzienie i wreszcie ujawnienie dokumentu kompromitującego dyktatora od strony najłatwiejszej do zaatakowania. Nie trzeba być wyjątkowo dociekliwym śledczym, by zadać sobie pytanie: jak to możliwe? Przypadkiem można uniknąć śmierci, ale cała reszta? Wiele wskazuje na to, że ujawniły się potężne siły, które postawiły na Nawalnego. Pytanie tylko, czy chcą użyć go jako tarana do obalenia dotychczasowego hegemona, czy też podczepić się pod niego, gdy po ewentualnym przewrocie zostanie nowym (oczywiście demokratycznym) carem Wszechrusi. Obserwatorzy Putina dostrzegają poważne zmęczenie materiału i kurczowe zabiegi zapewnienia sobie bezpieczeństwa na przyszłość. Jego wojownicze działania nie osiągnęły spodziewanych sukcesów. Stracił Ukrainę, nie potrafi poradzić sobie nawet z Białorusią. Chiny potężnieją w zastraszającym tempie, Rosja wyludnia się i obiektywnie biednieje. Z pandemią też sobie nie radzi. Może straszyć głowicami, ale do czego innego, poza popełnieniem samobójstwa, ten oręż może się przydać? Jest oczywiste, że znaczna część elity, a także siłowików, nie ma ochoty tonąć razem ze swoim przywódcą. Wydawało się, że nie ma dla niego alternatywy. A tymczasem… Czy samiec alfa z Kremla ma dziś dość sił, aby wobec Nawalnego użyć wariantu z powodzeniem zastosowanego wobec Niemcowa? A może dochodzimy właśnie do sytuacji, kiedy car zaczyna być postrzegany bardziej jako ktoś nie tyle straszny, co śmieszny. Niebezpieczny to moment. Zwłaszcza w Rosji!
Marcin Wolski
Gazeta Polska