Im pieniędzy na pewno nie zabraknie
Pozwalam sobie dziś nie pisać o nurtujących nas wszystkich wydarzeniach – inwazji rosyjskiej na Ukrainę, namierzeniu szczątków malezyjskiego samolotu i takich tam, bo i tak wszyscy o tym piszą. Włażę znów na swoje krakowskie podwórko, co może wielu wydawać się nudne, ale nasze lokalne problemy – być może w innej, czasem mniejszej skali – pojawiają się w wielu innych społecznościach. Temat bezczelności i złodziejstwa lokalnych władz jest przecież zawsze i wszędzie aktualny. I szczególnie w kontekście zbliżających się wyborów samorządowych warto go poruszać.
Jak wiadomo, okupujący Kraków prezydent Jacek Majchrowski umyślił sobie wywołać w naszym mieście zimowe Igrzyska Olimpijskie w 2022 roku. Z tej okazji pani wiceprezydent Magdalena Sroka kopsnęła się za pieniądze podatników do Soczi i potem na łamach „Dziennika Polskiego” (28 luty) podzieliła się z czytelnikami tym co widziała i przemyśleniami swymi takoż. Wywiad nosił tytuł „Nie bójmy się, że zimowe igrzyska będą zbyt drogie”.
Że pani Sroce naszych pieniędzy nie brakuje łatwo się przekonać, patrząc na jej zdjęcie. Cudów nie ma, tak imponująca podściółka tłuszczowa sama z siebie się nie tworzy. Ale że przez trzy dni zwiedzała obiekty sportowe, może jej trochę ubyło, chociaż nie sądzę, bo przecież takich gości wozi się wszędzie limuzynami. Pooglądała, stwierdziła że „nasza hala sportowa w Czyżynach jest nawet na wyższym poziomie niż jej odpowiedniczka w Soczi” (tyle że ta ruska jest już funkcjonalna), pogadała z przedstawicielami MKOl i nawet każdego dnia oglądała sportowców. Odznaczyła też Jurija Baszmeta medalem Honoris Gratia za wybitne zasługi dla promowania kultury Krakowa. Państwo nie wiecie, kto to Jurij Baszmet? No to jest nas trochę. Nie ma rady, trzeba googlować.
Póki co, Igrzyska Majchrowskiego sprowadzają się do wyjazdu pani Sroki, telewizyjnego spotu reklamowego przeznaczonego dla Polaków, co jest kompletnym debilizmem (w dodatku, jak twierdzi znawca tematu red. Witold Gadowski kilkakrotnie przepłaconego), oraz loga, które stało się już przedmiotem kpin w Internecie. Składa się ono z kwadracika i paru jakby połamanych spinaczy biurowych. Kosztowało 80 tys. zł. i zrobili je Szwajcarzy, których, jak wiadomo, z kulturą i tradycją polską wiążą wielowiekowe i ścisłe więzy przyjaźni. Każdy Szwajcar odróżni przecież na pierwszy rzut oka np. górala podhalańskiego od gorczańskiego.
Dla kontrastu przedstawić można inną sprawę, tym razem z dziedziny kultury wysokiej. Piotr Dmochowski, kolekcjoner z Paryża, gotów jest zaoferować Krakowowi ponad setkę prac zmarłego tragicznie w 2005 roku Zdzisława Beksińskiego. Beksiński był jednym z najwybitniejszym polskich malarzy drugiej połowy XX w., fotografem i pionierem w naszym kraju artystycznej grafiki komputerowej. W młodości otrzymał stypendium w słynnym Muzeum Guggenheima w Nowym Jorku (nie wiem, dlaczego nie skorzystał). Obecnie jego nazwisko jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych nazwisk polskich artystów wśród znawców i krytyków sztuki w całym cywilizowanym świecie.
Ale urzędasy, wydające nasze pieniądze na fikcyjne igrzyska, zbioru prac Beksińskiego nie chcą. Bo się z Krakowem nie kojarzy. Czyżby Jan Matejko ze swoją „Bitwą Grunwaldzką” zawieszoną w Muzeum Narodowym w Warszawie kojarzył się ze stolicą Polski? „Beksińskiego kojarzy się z Warszawą i Sanokiem, a nie z Krakowem” – mówi Agnieszka Sobor, „krytyczka” sztuki. „Kraków nie może być traktowany jako składowisko obrazów polskich artystów” – to Anna Maria Potocka, dyrektorka MOCAK-u. (Znowu trzeba googlować; ten MOCAK to pewnie kolejna instytucja w której mogą zatrudnić za nasze pieniądze szwagra teścia kuzynki pani derektor). W ten sposób miasto traci możliwość promocji i wizyt – nie zapijaczonych bezrobotnych Anglosasów, na których samorząd stawia – lecz studentów sztuki i znawców, w tym ludzi zamożnych, którzy na pewno zostawiliby pod Wawelem spore pieniądze. A dlaczego miasto nie chce? Bo paryski kolekcjoner postawił jeden warunek: ekspozycja ma być stała.
Niesamowite. Najwyraźniej nigdzie na świecie nie ma żadnych stałych ekspozycji.
To tylko krakowskie przykłady, w wielu miastach i mniejszych miejscowościach w Polsce jest jeszcze gorzej. Oni zawsze mogą mówić, że pieniędzy nie braknie, bo mają nasze pieniądze. Na szczęście idą wybory.
Tomasz Kowalczyk