Tekst alternatywny

Kowalski oceni efekt, a nie wysiłki czy chęci

Kowalski oceni efekt, a nie wysiłki czy chęci

W 2005 r. opuszczałam ojczyznę w przekonaniu, że najbardziej przysłużę się jej, gdy na pewien czas – zniknę. Czułam, że w tamtym czasie bardziej niż moje studia polonistyczne, muzyka czy wiersze potrzebny jest jej mój kapitał.

Wyjeżdżałam, nie wiedząc, co przyniesie los: trochę na żywioł, a trochę w przeczuciu, że tylko tak ocalę niezależność myśli. Pozostając – groziło mi szukanie pracy przez koneksje, co budziło moje najgłębsze obrzydzenie. Moim marzeniem był polski dworek kresowy i realizacja kultury, którą wytworzył: „wsi spokojna, wsi wesoła”, mąż, dzieci, praca – wszystko przy domu, do którego „bez Boga ani do proga”. Tylko wyjazd za granicę dawał szansę na realizację tego marzenia.

Z bagażem artystycznych i pedagogicznych doświadczeń wyruszyłam więc w drogę, która zaprowadziła mnie do Londynu. Jakże wielką niespodziankę zafundował mi los, kierując mnie z pełnej rozmyślań drogi wśród chmur na bruk księgowości. Przypadek sprawił, że usiadłam w autobusie obok Polaka, który dał mi kontakt do księgowego szukającego pomocy w firmie. Tak się zaczęła moja biznesowa przygoda. To doświadczenie, jak dotąd, okazuje się nader ciekawe. Praca we własnej firmie w UK nauczyła mnie pragmatyzmu, który rozumiem jako pokorę i szacunek dla zwykłych potrzeb człowieka.

W 2005 r. wcale niełatwo było znaleźć pracę w UK. Dodatkowo obowiązywała konieczność rejestracji w tzw. Worker Registration Scheme, czyli zapłacenia za pozwolenie na pracę. Wiele osób z Polski zostało zmuszonych do zakładania własnych biznesów, bo było to proste, szybkie i tanie. Mężczyźni rejestrowali się jako budowlańcy i hydraulicy, a kobiety jako panie domu i sprzątaczki. Powstało wiele polskich firm księgowych, obsługujących Polaków mających kłopoty językowe. Z tej możliwości skorzystałam i ja. Na początku 2006 r. założyliśmy z mężem firmę księgową, partnership – odpowiednik polskiej spółki cywilnej.

W 2005 r. (do dziś włącznie) składki na ubezpieczenie społeczne podmiotów, których zysk nie przekroczył kwoty wolnej od podatku, były zdecydowanie niższe niż w Polsce. Obecnie w UK kwota wolna od podatku wynosi 11 000 funtów (55 000 zł). W Polsce kwota ta wynosi obecnie 3091 zł rocznie. Osoba samozatrudniona płaci w UK przez cały rok składki, tzw. Class 2, w wysokości 2,80 funta tygodniowo, a przy rozliczeniu rocznym dodatkowo 9 proc. od zysku przekraczającego zarobek w wysokości 8060 funtów (do progu 43 000 funtów). Oznacza to, że przy włączaniu w koszty biznesowe wydatków firmy, zysk netto jest zazwyczaj na tyle niski, że samozatrudniony płaci tylko 2,80 funta tygodniowo, czyli ok. 800 zł rocznie. Dzięki jedynie tej płatności podatnik ma prawo do świadczeń społecznych typu Child Benefit, Child Tax Credit, Working Tax Credit i inne, ubezpieczenia zdrowotnego, rentowego, emerytalnego. W Polsce, dla porównania, aby móc w 2016 r. działać na własny rachunek, należy opłacać miesięcznie ZUS w wysokości minimum 1121,52 zł. I to jest problem, który może stać się przyczyną klęski PiS-u albo dać tej formacji, jeśli go rozwiąże, możliwość rządzenia w następnej kadencji.

W naszym kraju są zbyt wysokie koszty pracy. I to właśnie w głównej mierze zatrzymuje Polaków w UK. Zaczynanie wszystkiego od początku z balastem 1100 zł dla ZUS-u miesięcznie nie jest perspektywą zachęcającą do powrotu.

Brytyjski urząd skarbowy jest podatnikowi pomocny i przyjazny. Firmę zakłada się online, wypełniając prosty formularz. Na stronie urzędu można znaleźć wiele bardzo praktycznych informacji dotyczących różnych aspektów własnego biznesu. Pomyłki są interpretowane na korzyść podatnika, podobnie jak zaokrągla się kwoty na jego korzyść. Ewentualne kary często są anulowane na skutek racjonalnego wytłumaczenia.

Istotną sprawą jest to, że operacje księgowe, np. prowadzenie listy płac, wykonuje się online. W każdej chwili można wykonać telefon do urzędu i zadać konkretne pytanie. Czeka się w kolejce około trzydziestu minut, ale nie jest to problem, bo Inland Revenue pracuje zazwyczaj do godziny dwudziestej.

A teraz kilka słów o mentalności. W Wielkiej Brytanii status materialny decyduje o statusie społecznym. Jeśli osiągnąłeś sukces finansowy, musisz być kimś ważnym, mądrym, zdolnym. A zatem państwo będzie cię w tym wspierało. Brak środków na rozkręcenie biznesu? No problem. Oto Tax Credits – zasiłek dla osób mało zarabiających, ale pracujących co najmniej szesnaście godzin tygodniowo. W Polsce, jak zauważyłam, jest odwrotnie: jeśli jesteś bogaty, na pewno to komuś ukradłeś, a zatem musisz podzielić się tym łupem z państwem.

Praca na etacie to rodzaj niewolnictwa. Nowa polska władza nie powinna mówić o perspektywie „tworzenia dla młodych nowych miejsc pracy”, lecz zachęcać ich do zakładania własnych biznesów konkretnymi posunięciami prawnopodatkowymi. Każdy młody pomysł, choćby był genialnie innowacyjny, jeśli będzie musiał potykać się o obecne polskie propozycje ubezpieczeniowo-podatkowe, upadnie lub wyemigruje.

Osobę obrotną, zdolną do prowadzenia własnego biznesu, zniechęca biurokracja urzędnicza i zbyt wysokie koszty pracy. To wszystko są zaszłości z PRL-u. I choć nowa władza ma wiele dobrej woli do wdrażania zmian, przeciętny Kowalski oceni efekt, a nie wysiłki czy chęci.

Obecnie ze smutkiem stwierdzam, że tego efektu, w dziedzinie polskiej gospodarki – brak. Nadal ZUS pożera ludzką inicjatywę, kwota wolna od podatku straszy, a w urzędach skarbowych widać więcej kolejek niż komputerów.

W naszej ojczyźnie nie brakuje teraz troski o imponderabilia, ale zbyt mało widzę zwykłego pragmatyzmu. Wciąż jesteśmy narodem romantycznym, gdzie w walce idei giną zwykli ludzie. Życie jest krótkie. Rodziny się rozpadają, a młode pokolenie rodzi się na emigracji. Program Rodzina 500+ to świetna inicjatywa, ale nie rozwiąże ona polskich kłopotów gospodarczych. Warto uczyć się od tych, którym udało się osiągnąć sukces finansowy. Dlaczego nie skopiować dobrych rozwiązań w Polsce?

Patrząc z perspektywy 10 lat na emigracji w UK, nasuwa się refleksja, że państwo polskie powinno traktować podatników z większym szacunkiem i zaufaniem.

PS

Po wygłoszeniu tych tez na Zjeździe Klubów „Gazety Polskiej” we Francji usłyszałam kilka cennych komentarzy. Jeden z nich dotyczył przekonania, że o tym wszystkim, co piszę, politycy doskonale wiedzą. Rzecz w tym, że boją się reformować w ten sposób Polskę, bo ryzyko – polityczne i finansowe – jest zbyt wysokie; magiczne 3 proc. PKB nie może być przekroczone z powodu dyrektyw unijnych. Pytam więc, czy dla struktury opartej na wartościach rewolucyjnej Francji, wycinającej w pień katolików w Wandei i gilotynującej króla, warto poświęcać ojczyznę? Anglicy odpowiedzieli w referendum pragmatycznie: nie. A czy katolik, jeśli ma głębokie przekonanie, że czyni dobro, powinien zaniechać działania z powodu ryzyka czegokolwiek? Odwaga zawsze wiąże się z ryzykiem. Jeśli jej zabraknie, PiS straci władzę, a Polska przeminie z wiatrem historii.

Polska jagiellońska nie potrzebowała komisarzy unijnych, by być potęgą. Jeśli to organa Unii Europejskiej blokują w Polsce reformy, kto powiedział, że pozostawanie w niej jest oczywiste? Ewangelia św. Mateusza 18, 8:

„Jeżeli więc ręka twoja albo noga twoja cię gorszy, utnij ją i odrzuć od siebie; lepiej jest dla ciebie wejść do żywota kalekim lub chromym, niż mając obydwie ręce lub obydwie nogi być wrzuconym do ognia wiecznego”.

***

Autorka jest założycielką i właścicielką firmy księgowej w UK. Z wykształcenia jest polonistką i muzykiem. Od 2010 r. prezesuje

Klubowi „Gazety Polskiej” w Londynie.

Autor: Małgorzata Piotrowska

Źródło: logo_GPC_small