Króliczek
Jest taka stara piosenka Skaldów „Nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go”, która od pewnego czasu kojarzy mi się z Antonim Macierewiczem.
Oczywiście są tacy, którzy marzą, żeby byłego ministra złapać, ale sam wielki Don zorientował się, że dopiero wtedy byłyby kłopoty.
Dla panującego układu samo istnienie Macierewicza jest skandalem, a doskonałe plany i świetne interesy psują systematycznie jego działania. KOR udało się jeszcze przechwycić, ale potem było już tylko gorzej – patriotyczna frakcja w „Mazowszu”, podjęcie lustracji, rozwiązanie WSI, Smoleńsk. Przecież czystą złośliwością było, że nie wsiadł do tego samolotu…
Przez moment wydawało się łże-elicie, że powołanie komisji śledczej wyprostuje kilka spraw, a jeśli stworzy się ją z samych Sekułów, to nawet wyśle się byłego ministra do jakiegoś miejsca odosobnienia. Przy okazji przykryje się wiele dramatycznych spraw, które nie dają się zamieść pod dywan, ukręci łeb śledztwu smoleńskiemu.
Ale kiedy przyszło do opracowania szczegółów, zapanowała konsternacja…
W obrazie kreślonym przez oficjalną propagandę Macierewicz jest jak potwór w niskobudżetowym horrorze, można go pokazać w odpowiednim oświetleniu, ale tylko przez moment, i w żadnym wypadku nie wolno pozwolić mu mówić. Nie po to w TVN-ie migawki z jego udziałem ograniczają się do samych zadawanych mu napastliwych pytań. Na odpowiedzi nie starcza czasu.
Komisja, nie daj Boże transmitowana, byłaby dla niego wspaniałą trybuną. Bo kogoż rzucono by jako śledczych – Niesiołowskiego, Kutza, Palikota? Śmiech na sali!
Dzięki takiej komisji „talib z Tupamaros” nie tylko bez trudu udowodniłby miałkość zarzutów, zaprezentował swoje poglądy, ale jeszcze zyskał u szerokich mas popularność, jak Rokita po aferze Rywina, Ziobro i Renata Beger łącznie. W pył rozsypałby się budowany przez lata mit antybohatera, którym matki leminżyce straszą młode lemingi, a starym ubekom trudno o dobry sen i prawidłowy stolec.
Dlatego komisji nie będzie. Dalej będą trwały rytualne ataki, harce wiosenne i jesienne, wiarygodne jak raport Anodiny, skuteczne jak działania byłego ministra Nowaka i malownicze jak tatuaże pani wicepremier…
Chociaż może z tą metaforą króliczka przesadziłem – Antoni, mój kolega ze studiów, nigdy nie był przez nikogo wyciągany z kapelusza, a za jakiś czas, jak Bóg da, paru wyróżniających się uczestników nagonki na niego naród po prostu czapkami nakryje.
Marcin Wolski